Achnaton nie kryje wzburzenia pomysłem matki. Lilith ujawnia mu sekret mrocznego rytuału, co jeszcze bardziej rozjusza wampira. Czy Lilith grozi bunt? Czy mroczna władza upadnie?
— Jesteś szalona! — ryknął Achnaton i zamaszyście zamiótł końcem płaszcza po ziemi. Gniewnie spojrzał na matkę.
Lilith wyglądała tak, jakby w ogóle nie obchodziło ją zdanie jej pierworodnego. Wpatrywała się w niego zimnym, wyrachowanym wzrokiem, w którym kryło się szaleństwo, ślepa nienawiść i wściekłość. Wampir, czując, że jego oburzenie niewiele obchodzi Lilith, odetchnął i na chwilę uspokoił rozjuszone nerwy.
Zrobił kilka kroków po izbie, wzrok przesunął po ciemnych, drewnianych ścianach i ponownie spojrzał na Lilith. Królowa mrocznych nadal stała niczym marmurowa rzeźba. Wzrok miała wyniosły, głowę uniesioną wysoko, twarz spiętą i poważną.
Achnaton prychnął niczym rozjuszony kocur i z nachmurzoną miną stanął bokiem do matki. Zaplótł ręce na piersi i westchnął.
— To tylko człowiek — powiedziała Lilith i powoli zaczęła iść w jego stronę. — Nawet jeśli jest walkirią, to nie stanowi dla nas zagrożenia.
— Człowiek?! Człowiek?! — powtórzył i spojrzał na nią. Nadal był obrażony. — To wybraniec. — Energicznie obrócił się w jej stronę. — Do czorta. Królowo, ona jest pieprzonym herosem. Nie tylko ma tarczę — zaczął wyliczać na chudych, kościstych placach — Moce za sobą to jeszcze jest pieprzonym strażnikiem. Do diabła, ma w sobie moc archanioła! — ryknął na całe gardło, a jego blada twarz nagle przybrała kolor purpury. Żyły wyskoczyły mu na szyi i czole, a krew w nim zawrzała. —Archanioła! — przeliterował. Zamachnął się i pięścią z całej siły uderzył się w klatkę piersiową. — Wyklęte są w stanie zniszczyć całe oddziały mrocznych! — wrzeszczał, a z jego ust trysnęły pokłady piany. — A ty mówisz o strażniku, że to człowiek?! Rozpierdolili ci ten grajdołek zanim zdążysz westchnąć — wysapał wściekle.
— Achnatonie! — Lilith spiorunowała syna wzrokiem i przywołała go do porządku. Wampir zamilkł. Wzrok wbił w podłogę. — Mam Księgę Adama — zaczęła bardzo spokojnie — i znam doskonałe zaklęcie zniewolenia, któremu nawet archanioły ulegają.
Achnaton zaciekawiony zatrzepotał rzęsami. W jego krwistych ślepiach pojawił się błysk.
— Jakie zaklęcie?
— Już powiedziałam - rytuał krwi.
Lilith ucięła szybko, spojrzała na swoje dłonie, wygładziła zakładki na sukni i podeszła do wysokiego krzesła obitego atłasem oraz skórą z lwa, które pełniło rolę tronu.
— Rytuał krwi — powtórzył mechanicznie i bez przekonania. — Strażnik może nas posłać do piekła jednym pstryknięciem palca i to bardzo długą oraz bolesną drogą. — Spojrzał na matkę. — Ten pierzasty fircyk nakładł ci jakichś bzdur do głowy, a ty w to uwierzyłaś.
— Jesteś moim pierworodnym, moim spadkobiercą, ale zaczynasz wkraczać na niebezpieczną ścieżkę. — Jej głos był szorstki i ostry jak nóż. — Czy ty myślisz, że ja to wszystko osiągnęłam ładną buzią?! — ryknęła wściekle. — Jestem matką demonów i mrocznych. Potężną maginią. Najpotężniejszą na tym świecie. Moja wiedza o magii jest ogromna, a ty mi wmawiasz, że bez Malachaja nic nie znaczę?!
— Nie, po prostu nie chcę, żeby strażnik cię zniszczył. Już raz im się to prawie udało.
— Achnat — szepnęła z czułością i podeszła do syna. Przesunęła ciepłą dłonią po jego zimnym, martwym policzku. Był jak małe kocię delikatny i wrażliwy. — Poprzedniemu strażnikowi się to nie udało, nie uda się i temu.
— Obyś miała rację. — Achnaton ucałował dłoń matki i skłonił się w pół. — Poprzedni nie był wybrańcem. Ona to machina szkolona, żeby zabijać takich jak my.
— Jest jeszcze młoda. Naiwna i głupiutka. Ogień ma we krwi. — Lilith spojrzała na syna i uśmiechnęła się łagodnie. — Rytuał krwi złamie każdy opór. Mam dla ciebie specjalne zadanie.
Achnaton z zaciekawieniem uniósł brew i patrzył na Lilith. Mroczna królowa spokojnie, ponownie podeszła do tronu i z gracją usiadała. Założyła nogę na nogę.
Ta pewność siebie, która biła teraz od Lilith, nieco go przerażała, choć zaczynał podejrzewać, że ukryła przed nim jakiegoś asa i nie miała zamiaru jeszcze go odkrywać. Jego ciekawość rozpaliła się do czerwoności.
Milczał. Stał na środku niewielkiej izby, która kiedyś była podrzędną gospodą. Otaczały go złote i krwiste sztandary. Dziurawą, drewnianą podłogę przykryto skórami zwierząt i zrabowanymi z willi możnych, bogato tkanymi - dywanami.
Mizerne było to siedzisko ale wystarczająco bezpieczne. Chronione czarami Lilith tak potężnymi, żeby żaden wybraniec, czy człowiek nie odkrył ich zanim będą gotowi do wojny.
Achnaton zaplótł ręce na piersi i wypiął biodra do przodu. Zakołysał się na piętach.
— Co mam zrobić?
— Rytuał krwi, wymaga ofiary z żywej istoty.
— Domyśliłem się.
— Nie jest to zwykły rytuał, to pradawna, bardzo mroczna magia i wymaga wysublimowanych składników. — Pochyliła się w jego stronę. — Przyprowadź do mnie siódemkę młodych, chodzi mi o zmiennokształtnego, wilka, maga, freye, wampira, syrenę i nimfę. — Za nim Achnaton otworzył usta, Lilith go ubiegła. — Muszą być w wieku dziewiczym, z linii królewskiej. Potomkowie pierworodnych.
Achnaton zadrżał. Spojrzał na matkę ogromnymi oczami. Przez jego umysł przedarł się obraz uśmiechniętej twarzy jego, jedynego potomka. Elisander był jego synem, był też jedynym zrodzonym wampirem z ciała kobiety, a nie przemienionym jak reszta wampirów.
Elisander był też jedyną istotą, którą prócz swojego kochanka Achnaton darzył ogromnym uczuciem. Wampir zbladł. Milczał.
— Każdy z nas musi coś poświecić. — Lilith spojrzała na niego, odsłaniając swoje martwe oko. — Magia wymaga ofiar, a zwycięstwo karmi się krwią.
— To mój jedyny syn! — zaryczał wściekle.
— A mój wnuk.
— Ty nikogo nie kochasz. Kochasz tylko władzę i tego swojego anioła!
— Jak mówiłam, każdy musi coś poświecić. — Oczy Lilith rozbłysły wściekle. Doskoczyła do wampira i chwyciła go silnie za krtań. Zacisnęła szponiaste place na jego szyi z taką siłą i furią, że wampir pisnął cichutko. — Zrób to — syczała wściekle. Jej oczy płonęły ogniem obłędu. — Osobiście, tak żeby nikt nie odkrył prawdy. Gdy mroczni się dowiedzą, co planuje, zaczną szemrać przeciw nam. Armia się rozpadnie, a herosi zmiażdżą nas bez pomocy strażnika. Rozumiesz?
Achnaton tylko przytaknął. Zapomniał już, jak potężna jest Lilith i jak nieobliczalna oraz nieprzewidywalna potrafi być. Czuł jej moc i siłę. Czuł, jak mroczna aura wżera się w jego umysł i pochłania go niczym czarna dziura kosmos.
— Tak, matko.
— Jesteś moim synem. — Jej głos złagodniał, a uścisk zelżał. Na szyi wampira został krwisto fioletowy ślad szczupłych placów. — Płynie w tobie moja krew — wyprostowała się — wiem, że zrobisz wszystko, co konieczne, żeby zwyciężyć.
Achnaton ponownie przytknął. Jego twarz spochmurniała, nie lubił, gdy matka miała rację.
— A gdy wybrańcy spoczną już w czarnych mogiłach, sama wybiorę dla ciebie żonę, która urodzi ci potomka. Wzmocnię ją i dziecko mocą Księgi, żeby godnie nas zastąpił.
Ponownie przytknął ruchem głowy. Achnaton był księciem mroku i władcą wampirów, królem nocnych dzieci. Choć w jego rękach spoczywała ogromna władza, a za nim stały całe zastępy długowiecznych dzieci, to nawet on nie śmiał się sprzeciwić woli matki.
Gdy ochłonął, przemaszerował przez izbę i spojrzał w kierunku obozowiska. Namioty mrocznej armii ciągnęły się po sam horyzont.
Ochronne zaklęcia dawały im chwilową ułudę bezpieczeństwa i możliwości ataku z zaskoczenia, ale taka sytuacja nie mogła wiecznie trwać. Oboje o tym wiedzieli. Żeby rozpocząć wojnę, potrzebowali tylko jednego-mocy Księgi.
Moc tomiszcza była ogromna, a jego więź ze strażnikiem zdawała się nie do rozerwania, zaklęcie krwi wydawało się jedynym rozwiązaniem.
— Nie ma innej drogi? — Upewniał się i szedł w stronę okna. — Jakiegoś innego zaklęcia? Może pióro ze skrzydła anioła albo samego Rajzela?
— Księga to prastara moc. Dzika i surowa. — Lilith tłumaczyła spokojnym głosem. — Pochodzi od samych Mocy. Nawet Rajzel nie był w stanie jej ujarzmić, dopóki nie opieczętował ją swoim duchem.
— Wydaje mi się, że łatwiej byłoby pochwycić Rajzela niż tę walkirię.
— Jest człowiekiem i myśli jak człowiek. Jest młoda i nakarmiona ideałami, naiwna jak dziecko. Moc rytuału poskromi jej ducha i przywiąże go do mnie.
— Co masz na myśli?
— Będzie moją kukiełką, gdy skończę.
— Ja mam tylko przyprowadzić dzieciaki?
— Pospiesz się. Za dwa dni będzie krwawa pełnia, do tego czasu muszę mieć je wszystkie tu.
— Kto zajmie się dziewczyną?
— Malachaj. Ona musi być tu podczas rytuału, inaczej magia nie zadziała.
— Malachaj?
— Jest na tyle silny, aby pokonać herosów.
— Ty tu rządzisz królowo. — Achnaton skłonił się w pas i z wyraźnym niezadowoleniem opuścił salę.
Wyszedł pospiesznie, nie oglądając się za siebie, a gdy był już wystarczająco daleko, zaklął siarczyście. Szedł przez obozowisko wściekły. Machała zamaszyście rękami, rozpędzając gniewnie powietrze.
Spojrzał z pogardą na wylegujące się oddziały demonów, które niczym trutnie w ulu, turlały się po zielonych pastwiskach, opychając świeżo pieczonym mięsem.
Był wściekły, dlaczego matka znów od niego wymaga ogromnego poświęcenia, a nie od tego bałwana ze skrzydłami.
Przecież wystarczy, że ta cholerna walkiria użyje tarczy, a światło jej aury rozszarpie ich na strzępy. Była strażnikiem, miała moc walkirii i tego durnego archanioła w sobie. Czy Lilith już do reszty postradała zmysły?
Nagle zatrzymał się w pół kroku. Przed oczami znów stanął mu obraz syna. Zadrżał. To była jedyna istota, którą kochał. Krew z jego krwi.
— Elisander — syknął wściekle i zaryczał, uwalniając całą furię.
Musiał coś wymyślić. Coś, co zabezpieczy ich trójkę przed gniewem matki i pozwoli mu jednocześnie pojmać strażnika.
Nagle jego wzrok padł na namiot, który należał do trzech wyklętych.
— Kto zna się na wybrańcach lepiej, niż sam wybraniec — szepnął do siebie i uśmiechnął się chytrze.
Ruszył pospiesznie w jego stronę. Musiał zrobić wszystko, żeby ocalić syna, nawet gdyby to skazało matkę na unicestwienie. Zawahał się i zamyślił. Przez chwilę rozważał ostatnie poczynania matki i podsumował.
— Będę lepszym władcą niż ona.
Namiot wyklętych uszyty był z błękitno-szarego płótna. Achnaton demonstracyjnie odchylił część materiału, która stanowiła drzwi i wszedł do środka. Rozejrzał się.
Namiot wyglądał na pusty. Po przeciwnej stronie dostrzegł ogromne łoże zrobione ze sporej ilości kolorowych, różnej wielkości i w przeróżnych fasonach poduszek. Dalej stał mały stoliczek, a na nim karafka wypełniona pachnącym, czerwonym winem.
W powietrzu zaś unosił się słodki zapach kadzidła. Były tam też jakieś zwoje, księgi i listy owinięte czerwoną wełną. Kilka kuszy, mieczy i jakieś dziwaczne młoty. W środku namiot wyglądał na o wiele większy niż z zewnątrz.
Nagle zza parawanu, zrobionego z pawich piór wyszła pospiesznie Gorgona. Zatrzymała się wpół kroku i zaskoczona spojrzała na Achnatona, który miał teraz równie zdziwioną minę jak ona.
— Czego chcesz, pierworodny? — zasyczała.
— Potrzebuję twojej pomocy.
— Mojej pomocy? — odpowiedziała z ironią w głosie. — Mów.
— To bardzo delikatna sprawa. — Pospiesznie zrobił kilka kroków w jej stronę, wyklęta automatycznie cofnęła się, a jej dłoń spoczęła na rękojeść miecza. — Spokojnie. — Achnaton zatrzymał się i uniósł ręce na znak poddania.
— Nikt nas tu nie usłyszy. Mów.
— Jak poskromić walkirię?
— Co? — Gorgona, aż się zakrztusiła. — Żarty sobie robisz?
— Nie, pytam poważnie. Byłaś jedną z nich, więc chyba wiesz?
— Wybrańców nie da się poskromić.
— Każdy ma słabość.
Gorgona zmrużyła groźnie oczy.
— Niby dlaczego miałbym zdradzać ci nasze sekrety?
— Chcesz być wolna od klątwy?
— Tak…
— Lilith nigdy was z niej nie uwolni — szepnął i nachylił się bliżej — ale ja tak. Stawiam dwa warunki. Pierwszy…
— Żartujesz?
— Wyglądam na żartownisia? — zasyczał wampir. — Posłuchaj, jak mroczni się dowiedzą, co planuje Lilith, zbuntują się i rzucą się na nią jak psy na padlinę. Mogę was ocalić i wyzwolić od klątwy. Wymagam tylko dwóch rzeczy: informacji jak poskromić walkirię i przysięgi, że nie będziecie polować na moje dzieci, gdy będziecie już wolne.
— Tylko tyle?
— Tak.
— Rozmówię się z siostrami i dam ci odpowiedź. — Gorgona zawahała się i nim Achnaton wyszedł, zatrzymała go. — Co planuje Lilith?
— Chce wykonać rytuał krwi. — Widząc, że Gorgona nadal nie rozumie, wyjaśnił. — Chce uśmiercić siedmioro potomków mrocznych. Chodzi o królewskich następców.
— Na mrok! — wrzasnęła i przesłoniła dłonią usta.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów - Atria
Klątwa Atlantydów - Mot
Klątwa Atlantydów - Tezeusz
Klątwa Atlantydów - Amfitria
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Klątwa Atlantydów - Feniks
Klątwa Atlantydów - Marek
Klątwa Atlantydów - Lilith
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Cześć II
Wina i Kara
Klątwa Atlantydów - Feniks
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Lilith
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Mot
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Minotaur
Klątwa Atlantydów - Marek
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Komentarze