Przejdź do głównej zawartości

Klątwa Atlantydów - Gorgona

Klątwa Atlantydów - Gorgona

Gorgona wraz z Aszką i Meduzą zostały przeklęte przez Radę Walhalli i pozbawione statusu walkirii. Jedyną ich szansą na złamanie klątwy jest pakt z mrocznymi. 
 Jak pokonać własną odrazę i niechęć, gdy przez tyle lat było się (...) maszyną do zabijania.? Wyszkoloną na modłę Walhalli. (...) odrodzoną (...) w duchu Mocy jako walkiria. Wybraniec, heros, pogromca mrocznych.Czy Gorgona zagłuszy swoją naturę i wypełni zadanie? Co wygra natura, czy pragnienie? A może to kolejny plan?


Dżungla pochłonie wszystko: małe chaty, wspaniałe pałace, potężne miasta, a nawet całe imperium. 
Korona Południa pałac, który służył też jako warownia dziś straszył ruinami, a widok jego odrapanych, wysokich pod samo niebo murów pokrytych mchem i paprociami, mógł zmrozić krew niejednemu pyszałkowi.
W czasach przed wielką wojną, fortyfikacja należała do potężnego króla dżinów-Ozyrysa. Po jej dawnej świetności niewiele zostało. Dziś pałac wyglądał jak sterta rozwalonego na śmietniku gruzu. 
Budowlę spowijała gęsta jak mgła mroczna aura, która była jednocześnie potężnym zaklęciem założonym po to, aby odstraszyć niechcianych gości. Nikt już nie pamiętał, kto rzucił to zaklęcie, wybrańcy czy sam dżin. Minęły wieki od tego czasu, a jego moc nadal była potężna. Zaklęcie, trzeba było przyznać nawet, po setkach lat doskonale spełniało swoją funkcję.
Najgorsza była panująca tu dziwna, martwa cisza, która wywoływała ciarki na ciele i sprawiała, że każdy kto odważył się zapuścić w te tereny, czuł się jak intruz. Nawet ptaki i owady trzymały się z dala od tego, przeklętego miejsca.  Było tu cicho jak w grobowcu. 
Nikt nie pamiętał dumnej nazwy pałacu "Korona Południa", wszyscy nazywali ruiny "Czarnym Zamkiem", a to z powodu jego mrocznej historii oraz czarnych, wykutych w bazalcie murów.
Historię tego miejsca znali wszyscy, nie tylko okoliczni mieszkańcy, ale też obywatele całego imperium. Zła sława dżina rozniosła się po świecie szybciej niż wysublimowana plotka i choć minęły wieki, odkąd dżin został wygnany to jego imię nadal wywoływało strach. 
Nękał on okoliczne miasta i wioski, oraz sąsiednie krainy póki armia wybrańców wsparta przez wojsko Atlantis nie zrównała tego miejsca z ziemią, a Ozyrysa zamknięto w innym wymiarze, w nicości.
Na bazaltowych posadzkach, niczym grobowe mogiły porośnięte gęstwiną paproci i mchu leżały rzędy kolumn. Kiedyś mieściła się tu ogromna sala, która mogłaby pomieścić armię liczącą nawet tysiąc żołnierzy.
Dalej, wznosiły się ocalałe fragmenty ścian, a każda z nich była bogato zdobiona kolorowymi malowidłami. Freski zniszczone przez panującą tu wilgoć, grzyby oraz rośliny wyglądały jak karykatury mrocznych, przerażających istot. 
Spuchnięta do wilgoci farba odpadła w niektórych miejscach grubymi plastrami, w innych trzymała się świetnie, zdradzając doskonały kunszt artysty-malarza.
Zdeformowane wizerunki możnych straszyły z oddali rozerwanymi brzuchami i napęczniałymi od wilgoci głowami z wybałuszonymi oczami. Część z nich była pozbawiona kończyn, a inne głowy, czy połowy tułowia. Choć znając upodobania pana pałacu, można by śmiało stwierdzić, że nawet matka natura zadbała, o to, aby mroczna legenda nie zniknęła w odmętach czasu. Wszystko ku przestrodze. 
Korzenie drzew porozrywały, wypolerowane niczym lustro posadzki, a połacie rozłożystego bluszczu podobnego do dywanów z gęstym, grubym włosiem pokryły ściany, tworząc zieloną kotarę.
Zasłona z bluszczu była wszędzie. Za jego gęstymi warkoczami ukrywały się liczne płaskorzeźby i malowidła naścienne oraz pozostała część zabudowań.
Monumentalne, wyciosane z kamienia posągi pradawnych, mrocznych i żądnych krwi bóstw, pozbawione kończyn, a czasem całych ciał z wybałuszonymi oczami spoglądały w głuchą przestrzeń. W ich twarzach próżno było szukać skruchy i żalu. Wykrzywione w grymasach wściekłości, nadal żądne były krwi niewinnych.
Zielony, wilgotny osad z glonów, zdążył już pokryć rzeźby, masywne schody urwane w pół piętra, ściany, pozostałości po kolumnach i wysoką na dwadzieścia łokci, mieszczącą się w samym środku placu, majestatyczną fontannę.
Fontanna stała na środku dawnej sali audiencyjnej.
Był to ogromny, wykuty z granitu tryton. W lewej ręce trzymał pięknie zdobioną tarczę, ze słonecznym dyskiem na środku, prawą zaś wspierał o majestatyczny trójząb. Zamiast rybiego ogona miał ogromne łapy, uzbrojone w pazury oraz smoczy ogon, który wił się między jego stopami i oplatał swoim końcem morskiego bałwana.
Tryton wyniośle spoglądał w głąb dżungli z dumnie wypiętą piersią. Twarz miał pociągłą i kanciastą. Ciężkie, kędzierzawe włosy opadały mu na ramiona. Pierś miał ogromną, umięśnioną i osłoniętą napierśnikiem zrobionym z drobnej siatki.
Dookoła posągu był basen, kiedyś wypełniała go krystalicznie czysta woda. Dziś był to sczerniały zbiornik. Zamiast wody zalegały w nim tony brunatnego mułu, śmierdzącego stęchlizną i gnijącym mięsem.
Wszędzie unosiły się drobiny świetlistego kurzu, który był pozostałością po dawnej, potężnej magii. Długie, srebrzyste pajęczyny kłębiły się niczym misternie tkane płótna, zakrywając ogromne dziury w ścianach.
Gorgona przedarła się przez ostatnie zarośla, otarła pot z czoła i zatrzymała się kilka kroków przed fontanną. Wyprostowała się i odetchnęła. Od tego karczowania sobie drogi, bolały ją już ręce. 
Opatulona w obszerną i ciężką pelerynę, utkaną z grubej, szarej wełny stała lekko zgarbiona. Płaszcz, który miała na sobie miał spełnić jedno zadanie, chronić ją przed promieniami słońca. W dżungli było go niewiele, szczególnie tu w przeklętym miejscu ale lepiej było nie ryzykować. 
Dłonie, twarz i całe ciało Gorgony zdobiły świetliste mandale. Znaki poruszały się po jej skórze niczym żywe stworzenia i połyskiwały groźnie, gdy tylko jej aura wyczuwała mrocznych. Gdyby nie gruba peleryna, zapewne świeciłaby teraz jak sam skrzydlaty. Czuła ucisk w klatce. Przez jej ciało przebiegł ostrzegający dreszcz. Jej duch walkirii, starał się ją ostrzec. Nabrała powietrza i odetchnęła ponownie. 
Prawą rękę oparła o kryształowy kostur sięgający ponad jej głowę, lewą ukryła w fałdach płaszcza. Wzrok wbiła w posąg trytona. Musiała przyznać, fontanna robiła wrażenie. Rozejrzała się. 
Nigdzie śladu tych leni, pomyślała. 
Stojąc na ziemi przesyconej mroczną magią, czuła się niekomfortowo w dodatku było jej zimno. Jej ciało zadrżało. Poderwała wzrok i wbiła go mroki. W zaroślach, po drugiej stronie placu coś się poruszyło. Zbystrzała i wytężyła wzrok.
Ty jesteś...? — Usłyszała ciężki, męski głos.
Gorgona — odpowiedziała pospiesznie.
Gdzie Aszka?
Z ciemności wyłonił się mężczyzna. Był wysoki i szczupły. Oczy miał wymalowane czarną kredką, włosy ciemne i długie, splecione teraz w liczne warkocze. 
Pierworodny Lilith — zasyczała.
Achnaton nieufnie wynurzył się z mroku i rozejrzał. Przyglądał jej się z oddali. Choć dzieliła ich znaczna odległość, a przez gęstwinę i klątwę, było tu właściwie ciemno to doskonale, zdawała sobie sprawę z tego, że wampir miał nie tylko wspaniały węch, czy słuch, ale też wzrok. Stała nieruchomo.
Węszył. Widziała, jak zadziera nos i wciąga powietrze. Szukał podstępu. Był nieufny.
Szukaj psie — pomyślała, nie kryjąc odrazy.
Miała żal do Odyna i całej tej bandy świętoszkowatych herosów, ale jeszcze bardziej nienawidziła mrocznych. Przypominali jej o tym, że to przez nich była maszyną do zabijania. Wyszkoloną na modłę Walhalli. Przez nich odebrano ją rodzinie i rzuconą na pożarcie bestiom. Zmiażdżono, przeciągnięto przez szereg morderczych treningów, nauczono enochiańskich zaklęć, a wszystko po to, aby odrodziła się w duchu Mocy jako walkiria. Wybraniec, heros, pogromca mrocznych. 
Wyprężyła dumnie pierś i mocniej zacisnęła place na kosturze.
Achnaton zastygł bez ruchu. Cofnął się i zatrzymał w pół kroku, ukrywając się w półmrokach skruszonych kolumn. Tuż za jego plecami pośród kolumn, spomiędzy kawałków posągów, na zgliszczach dawnych pięter wyłaniały się całe rzesze krwistych, błyszczących ślepi.
Przyszedł z eskortą, pomyślała i przesunęła wzrokiem po żądnych krwi, wygłodniałych bestiach. Zadarła głowę i przez chwilę, w milczeniu szacowała swoje szanse.
Otaczali ją. Czuła ich wszędzie. Było ich sporo. Setka, może więcej. Uśmiechnęła się chytrze. Miała asa w rękawie. Wciąż była wybrańcem, może wyklętym, ale z aktywną tarczą i nadal obdarzonym potężnymi darami. Uśmiechnęła się szeroko.
Jest ranna. — Wyjaśniła pospiesznie i zbyt agresywnie chwyciła za płaszcz. Wampiry zawyły groźnie. Słyszała jak prężą się gotowe na atak. Gorgona zastygła, uniosła ręce na znak poddania. — Kazała przynieść mi mapę — powiedziała spokojnym głosem. Odsłoniła płaszcz i ostrożnie położyła dłoń na mieszku, który miała przypięty do pasa.
Achnaton uniósł prawą rękę do góry. Wampiry cofnęły się i groźnym pomrukiem, wyraźnie podkreśliły swoje niezadowolenie.
Przyszłaś tu sama? Gorgona milczała. Wbiła w niego tylko zaciekawione spojrzenie. — Więc albo jesteś bardzo odważna, albo bardzo głupiutka.
Zmrużył groźnie oczy. Wampir niebezpiecznie szybko zaczął się do niej zbliżać. Poruszał się jak polujący, głodny tygrys. W ostatniej chwili, Gorgona zdążyła zauważyć groźnie połyskujące kły.
Wolne żarty. — Dziewczyna roześmiała się nerwowo i napięła mięśnie szykując się do odparcia ataku. — Zapomniałeś kim jestem? — wysyczała i mocno stuknęła kosturem o fragment posadzki. Ziemia zadrżała. Kostur wydał z siebie krystaliczny dźwięk. — Może i jestem wyklęta ale nadal mam w sobie ducha walkirii.
Na jej twarzy pojawił się chytry uśmiech. Zacisnęła groźnie usta. Stanęła w pozycji bojowej, a jej oczy błysnęły wściekle. Znaki na jej ciele zalśniły. Achnaton się cofnął. Jego twarz, o ile to możliwe, zbladła. Uśmiechnął się szeroko.
Nie mogę tego pojąć — zawiesił głos i dodał — wyklęli was, odcięli od źródła, a wy nadal macie te swoje moce?
Nawet klątwa nie wypędzi z nas ducha. To Moce pieczętują wybrańców i tylko One mogą mnie tej mocy pozbawić. Ani wy mroczni, ani też sama Rada Walhalli, nie jest w stanie nic zrobić.
Podobno wystarczy złamać wasze sacrum i moc zniknie? — Achnaton uśmiechnął się złowieszczo.
Jak widzisz — skłoniła się w pas — wciąż mam się świetnie.
Achnaton zagryzł wściekle usta. Gorgona uśmiechnęła się i udając opanowanie, wolnym ruchem odpięła mieszek. Rozsupłała go demonstracyjnie. Wsunęła dłoń do środka i wciąż obserwując czujnie wampiry, wygrzebała z niego niewielkie, owinięte w materiał zawiniątko. Uniosła zwitek w górę. 
To mapa do przeklętego miasta. — Rzuciła pakunkiem w jego stronę.
Achnaton zręcznie chwycił paczuszkę i zakołysał się uradowany. Cmoknął z zachwytu. Pospiesznie rozwinął materiał. Nagle, jego oczy stały się ogromne. Pod grubą warstwą materiału znalazł skórzaną szkatułę wzmocnioną złotym okuciem. Zaskoczony, spojrzał na wyklętą. Gorgona wzruszyła ramionami.
Król wampirów ostrożnie rozerwał pieczęć, która zabezpieczała zamek i otworzył wieko. W środku pudełka, wyłożonego czerwonym aksamitem był złoty kompas. Wyjął go delikatnie i trzymając go ostrożnie, dwoma palcami z zaciekawieniem spojrzał na Gorgonę.
Co to?
Kompas.
Widzę — warknął. — Gdzie mapa?
To jest kompas, który wskazuje drogę do przeklętego miasta — wyjaśniła i zawiesiła na chwilę głos. Po chwili milczenia, spytała. — Chyba umiesz to obsługiwać?
Achnaton tylko wzruszył ramionami i ponownie spojrzał na urządzenie. Było całe ze złota. Igła zakołysała się lekko, zadrżała, obróciła kilka razy wokół własnej osi i zastygła, wskazując na coś, co mieściło się za plecami wampira. 
Demony — jęknęła pogardliwie. 
Przesunęła palcem po czole. Pierworodny bez słowa podał urządzenie jednemu z tłoczących się za jego plecami wampirów.
Dlaczego straciłaś przychylność Mocy? — spytał, wbijając w nią wygłodniałe spojrzenie.
Martw się jak dotrzeć do miasta. Reszta niech cię nie interesuje — warknęła i zamaszyście odwróciła się na pięcie.
Stukot jej sandałów wypełnił panującą tu ciszę. Jeszcze przez chwilę wampiry w milczeniu patrzyły, jak znika w gęstwinie.
Wybrańcy, nawet przeklęci myślą, że są lepsi od nas — wycharczał wściekle Achnaton. — Już niedługo. 
Jego twarz wykrzywiła się w szyderczym uśmiechu. Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku mrocznych ruin.

c.d.n

Klątwa Atlantydów 
Cześć I
Herosi i Upadli 
Klątwa Atlantydów - Prolog
Klątwa Atlantydów - Persywia
Klątwa Atlantydów - Tanatos 
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj 
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów -  Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów -  Atria
Klątwa Atlantydów -  Mot

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Klątwa Atlantydów - Wyrocznia

"Są przepowiednie, które muszą pozostać nieopowiedziane, dopóki się nie wypełnią. Wszystko ma swój początek i koniec" Wyrocznia widzi wszystko. Wie, że aby dobrze poznać przesłanie widzenia, musi być bardzo ostrożna. Czasem drobiazg, z pozoru mało znaczący, może mieć ogromny wpływ na przyszłość królestwa, a nawet świata. Czy tym razem właściwie odczytała znaki? Sny to zawoalowane wskazówki, które zdradza nam wszechświat. Czasem są ukrytymi lękami, czasem pragnieniami, a czasem zapowiedzią przyszłości.  Pytia , dzięki swojemu darowi wieszczki, który odziedziczyła po matce, znała odpowiedzi na wiele pytań i doskonale umiała rozszyfrować każdy, nawet ten najbardziej zawiły czy dziwaczny sen. Trudność pojawiała się wtedy, gdy musiała poznać znacznie własnych wizji i snów. Tu była bardzo ostrożna w osądach. Nie zawsze obrazy, które widziała, był jasne i czytelne. Były to widzenia wielopoziomowe, a obejrzane z innej perspektywy mogły dać zupełnie odmienną odpowiedź. Źle odczytana w...

Klątwa Atlantydów - Odyn

Odyn podejrzewa, że dowódcy mrocznych zostali uwolnieni i atakują Atlantydę. Jednak musi mieć pewność, nim powiadomi króla. Czy mistrz odkrył sekret mrocznych, który tak skrzętnie chronili?  Na Moce, to chyba koniec świata, stwierdził Odyn , słuchając w skupieniu raportu Aresa na temat ostatniego, nieudanego polowania na arachnę. Nagle gładka powierzchnia Oka Ra zadrżała, a twarz młodego dowódcy rozlała się jak akwarela. Przez chwilę zniknął także głos. Nie minęła chwila, a twarz młodzieńca ponownie pojawiła się w odbiciu. — Nie mam wątpliwości mistrzu . — Odyn usłyszał niewyraźny głos Aresa. — Mógłbyś powtórzyć, coś przerwało. — Tak. W Atlantis grasuje arachna. Nie mam wątpliwości. — Jesteś pewien? — Odyn wbił w niego zaciekawione spojrzenie i nim usłyszał odpowiedź, podsumował. — Na Jasność, one wymarły jakieś 500 lat temu.  — Mistrz chwycił się za głowę.  — Gdy czekałem na demona, podszedł do mnie jakiś marynarz. Powiedział, że kilka dni temu, za nim odkryto zwłoki, ...

Klątwa Atlantydów - Wyrocznia

  Wyrocznia zna wiele sekretów. Każdy mieszkaniec starożytnego świata po radę przychodzi właśnie do niej. Co sprowadziło wielkiego mistrza Walhalli do świątyni?  — Ciekawe czego on znów może chcieć? — Kloto  zastanawiała się, obserwując wielkiego mistrza Akademii Walhalli wchodzącego w bramę świątyni. Nigdy z nim nie rozmawiała. Nie dlatego, że jej nie intrygował, czy nie wzbudzał jej ciekawości jako osoba, wręcz przeciwnie, była nim zafascynowana. Jednak, gdy tylko pojawiał się na jej drodze, coś ją paraliżowało i nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Nigdy nie widziała też jego przędzy, co jeszcze bardziej rozbudzało jej ciekawość. Tylko Pytia spędzała z nim długie godziny, sam na sam. Przeważnie siedzieli w bibliotece albo spacerowali po ogrodzie. Dużo rozmawiali, a treści tych rozmów, wyrocznia nie zdradziła, nawet siostrom. Lachesis bała się Odyna, właściwie to bała się wybrańców, obcych, kupców, władców, jednym słowem nie lubiła obcych. Jakoś nie zabiegała też o...