Darem Zarisy jest umiejętność czytania w myślach. Odyn chce to wykorzystać i wysyłać Zarisę do Heliopolis, ma wytropić ukrywające się trolle. Czy Kuszi dołączy do misji z Zarisą?
Zarisa — córka maginii i kupca stała nieruchomo. Sparaliżowana z rozdziawionymi szeroko ustami wyglądała, tak jakby poraził ją piorun. Gdy odzyskała kontrolę nad ciałem, objęła dłońmi twarz i zaczęła wrzeszczeć. Z jej ust wydobył się krzyk przypominający wycie skowyjca.
— Dlaczego się wrzeszczysz?! — Kuszi spojrzała na nią z wyższością i mechanicznie otrzepała brudnymi dłońmi zbroję. Była cała w błocie. Z włosów wystawały jej kępy trawy i grudy mokrej ziemi. Kolana, łokcie, cała jej twarz były upaprane w błocie. Wyglądała jakby chwilę temu zażyła błotnej kąpieli i zapomniała się do niej rozebrać.
— Jak ty wyglądasz? — wyszeptała ochrypłym głosem Zarisa. Jej błękitne oczy, przypominające kolorem skrawki nieba stały się teraz nienaturalnie ogromne.
— Ćwiczyłam. — Na umorusanej błotem i kurzem twarzy Kuszi pojawił się szeroki uśmiech. — Nie dam jej jutro wygrać — powiedziała i zacisnęła mocno pięści. — Nie poddam się bez walki.
Zarisa pisnęła radośnie i podniecona zaklaskała.
— Będę cię dopingować. Już nawet przygotowałam sobie piosenkę — powiedziała i wzięła głęboki oddech. — Atke to waleczny kraj. Ruda, Kuszi cię pokona. Ruda bach. Ruda precz. Kuszi wygra z tobą, ech.
— Zarii?
— Tak.
— Słaba ta piosenka. — Kuszi przegryzła nerwowo dolną wargę. — Musi być bardziej bojowa.
— Coś z zębami i pazurami?
— Zariii! — Kuszi jęknęła przeciągliwe i pacnęła okrakiem na zieloną trawę. — Nie mam szans. — Zapłakała i ukryła twarz w dłoniach. — Miałaś rację. Zmiażdży mnie.
Kuszi zamilkła nagle. Zadarła głowę i spojrzała na Zarisę podejrzliwie. Zmrużyła powieki i zmierzyła ją wzrokiem. Jej czekoladowe oczy błyszczały wściekle.
— A ty, gdzie byłaś? Nagle zniknęłaś po teście ze strategii.
— Ja?… — powtórzyła kilka razy niepewnie. — Widzisz Kuszi, kończy się okres szkolenia w akademii i Odyn wezwał mnie do siebie. — mówiła i jednocześnie wyginała nerwowo palce. — Dostałam pierwszą misję.
Zarisa pisnęła radośnie i podniecona zaklaskała.
— Będę cię dopingować. Już nawet przygotowałam sobie piosenkę — powiedziała i wzięła głęboki oddech. — Atke to waleczny kraj. Ruda, Kuszi cię pokona. Ruda bach. Ruda precz. Kuszi wygra z tobą, ech.
— Zarii?
— Tak.
— Słaba ta piosenka. — Kuszi przegryzła nerwowo dolną wargę. — Musi być bardziej bojowa.
— Coś z zębami i pazurami?
— Zariii! — Kuszi jęknęła przeciągliwe i pacnęła okrakiem na zieloną trawę. — Nie mam szans. — Zapłakała i ukryła twarz w dłoniach. — Miałaś rację. Zmiażdży mnie.
Kuszi zamilkła nagle. Zadarła głowę i spojrzała na Zarisę podejrzliwie. Zmrużyła powieki i zmierzyła ją wzrokiem. Jej czekoladowe oczy błyszczały wściekle.
— A ty, gdzie byłaś? Nagle zniknęłaś po teście ze strategii.
— Ja?… — powtórzyła kilka razy niepewnie. — Widzisz Kuszi, kończy się okres szkolenia w akademii i Odyn wezwał mnie do siebie. — mówiła i jednocześnie wyginała nerwowo palce. — Dostałam pierwszą misję.
— Co?! Jak to?! — Kuszi doskoczyła do niej jak oparzona. — Gdzie cię wysyła? To nie może być prawda. — Chwyciła oburącz za głowę i załamanym głosem wydusiła z siebie cicho. — Oj.
— Do jakiegoś Heliopolis. Mam wytropić trolle — powiedziała jednym tchem i się rozpłakała. — Podobno nikt nie potrafi ich złapać, nawet jakiś alaturmii, który ma dar tropiciela. Potrzebują więc kogoś, kto wniknie w umysły tych paskudztw i je namierzy — zachłysnęła się łzami. — Nie chcę! Nie chcę ruszać bez ciebie! Nie chcę walczyć! Nie chcę być walkirią! Nie chcę jechać do Heliopolis i polować na trolle, a już na pewno — złapała oddech — nie chcę grzebać im w głowach. Chcę do domu! — Odetchnęła i usiadła na trawie.
Kuszi milczała. Gryzła nerwowo wargi i szurała palcem po mokrej, skawalonej murawie. Po jej brudnych od błota i trawy policzkach płynęły łzy. Broda jej drżała, a ramiona opadły. Nagle zmarszczyła brwi i odwróciła twarz w stronę ogromnego, starego lasu, który porastał zachodnie wybrzeże wyspy.
— Odebrano nam dzieciństwo. Odebrano nam domy i rodziny. Gdy tu przypłynęłam tym śmierdzącym statkiem, myślałam, że umrę. Wtedy cię poznałam i to była jedyna dobra rzecz, jaka mnie tu spotkała. Jesteś moją siostrą, której nigdy nie miałam. Teraz ta przeklęta Moc odbiera mi ciebie. Jaką jeszcze cenę przyjdzie nam zapłacić za to znamię? — wysyczała wściekle i ukradkiem otarła łzy. — Wmówili nam, że to wyróżnienie, że to wielki dar. Myślę, że to jakaś gówniana klątwa.
— Kuszi — szepnęła Zarisa i spojrzała na nią załzawionymi oczami. Ze świstem nabrała powietrza.
— Tak właśnie myślę, moja droga siostro. To klątwa rzucona na Atlantydów za ich pychę i obłudę. Chcieli być potężni jak obserwatorzy i walczyć z demonami. Każda magia ma swoją cenę. Za taki dar, jak to nazwali muszą zapłacić najwyższą cenę. Duszami swoich dzieci.
— Nie mów tak. — Zarisa chwyciła ją za dłonie i przycisnęła je do swojego serca. — Twój dar się uaktywni i za tydzień razem ruszymy na misję — powiedziała i uśmiechnęła się ciepło.
— Zarii ty nie rozumiesz. Ja go nie chcę. Nie chcę ani tego daru, ani tych ich mocy.
— Jeśli ty nie pojedziesz ze mną to, kto będzie o mnie dbał? Chcesz mnie zostawić? Zginę tam w samotności, pożarta przez trolle. — Zarisa ponownie się rozpłakała.
— Czasy idylli się skończyły. Wyszkolili nas, a teraz rzucą nas w świat, żebyśmy walczyły z demonami i innymi upiorami, które łażą po tej ziemi. A ja nie chcę walczyć. Skąd mam wiedzieć, że ktoś zasłużył na śmierć, a ktoś inny nie? Czy to, że urodził się inny niż my, daje nam prawo decydować o jego życiu?
— Kuszi — Zarisa spojrzała na nią ogromnymi, zdziwionymi oczami — oni zabijają ludzi. Dobrych ludzi i dzieci. Pożerają je. Mordują. Wysysają.
— My pożeramy zwierzęta. Zabijamy je i pożeramy. Czasem młode też. Czy zwierzęta powinny nas teraz ścigać i zabijać?
— To jakieś herezje. — Zarisa zerwała się na równe nogi i objęła głowę rękami. Czuła, że od tych emocji zaraz rozerwie jej głowę.
— Posłuchaj, ja po prostu nie wiem, czy ta cała Walhalla i jej prawo miecza to nie kłamstwo wymyślone przez zgraję hipokrytów. Skąd wiemy, że demony są złe?
— Bo tak jest napisane w starych księgach. Taką też wiedzę przekazują nam mistrzowie, którzy z nimi walczyli.
— Właśnie Zarii - Mistrzowie z Walhalli. Pamiętaj, że każdy z nich kończył tę samą akademię. Robią nam pranie mózgu, żebyśmy nie zadawali pytań, tylko szli i mordowali jak maszyny. A jeśli demon chce się naprawić? Chce zejść ze ścieżki terroru i przemocy. Wejść na ścieżkę jasności. Co wtedy?
— Raczej tak nie myślą?
— Skąd wiesz? Nie widziałaś żadnego demona. Powtarzasz to, co oni ci powiedzieli.
— Siedząc w Walhalli, nikogo nie ocalisz. — Zarisa spojrzała na nią wielkimi oczami. — Musimy walczyć o lepszy świat tym, co mamy. Poddać się to najgorsze co możesz zrobić. Za wszelką cenę uparłaś się, że będziesz tym, kim nie jesteś. Postanowiłaś walczyć ze swoją naturą, tylko po to, żeby im pokazać. Krzywdzisz sama siebie.
— Nie. Ja nie chcę być walkirią.
— Tak. Powtarzasz to od pierwszego dnia, gdy tu przypłynęłyśmy. Przez dwanaście lat powtarzasz to tak często, że już sama w to uwierzyłaś. Przez twój upór teraz nas rozdzielą. Ja zginę zjedzona przez trolle, a ciebie tam nie będzie. Jak wtedy będziesz się czuła?
Kuszi się zawahała. Odetchnęła głęboko. Podeszła do przyjaciółki i objęła ją ramieniem. Przytuliła do siebie. Delikatnie przesunęła palcami po jej włosach. Zacisnęła usta.
— Przepraszam Zarii — szepnęła. — Czasem myślę tylko o sobie, a przecież umarłabym, gdyby coś ci się stało. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było mnie przy tobie w trudnej chwili.
— Do jakiegoś Heliopolis. Mam wytropić trolle — powiedziała jednym tchem i się rozpłakała. — Podobno nikt nie potrafi ich złapać, nawet jakiś alaturmii, który ma dar tropiciela. Potrzebują więc kogoś, kto wniknie w umysły tych paskudztw i je namierzy — zachłysnęła się łzami. — Nie chcę! Nie chcę ruszać bez ciebie! Nie chcę walczyć! Nie chcę być walkirią! Nie chcę jechać do Heliopolis i polować na trolle, a już na pewno — złapała oddech — nie chcę grzebać im w głowach. Chcę do domu! — Odetchnęła i usiadła na trawie.
Kuszi milczała. Gryzła nerwowo wargi i szurała palcem po mokrej, skawalonej murawie. Po jej brudnych od błota i trawy policzkach płynęły łzy. Broda jej drżała, a ramiona opadły. Nagle zmarszczyła brwi i odwróciła twarz w stronę ogromnego, starego lasu, który porastał zachodnie wybrzeże wyspy.
— Odebrano nam dzieciństwo. Odebrano nam domy i rodziny. Gdy tu przypłynęłam tym śmierdzącym statkiem, myślałam, że umrę. Wtedy cię poznałam i to była jedyna dobra rzecz, jaka mnie tu spotkała. Jesteś moją siostrą, której nigdy nie miałam. Teraz ta przeklęta Moc odbiera mi ciebie. Jaką jeszcze cenę przyjdzie nam zapłacić za to znamię? — wysyczała wściekle i ukradkiem otarła łzy. — Wmówili nam, że to wyróżnienie, że to wielki dar. Myślę, że to jakaś gówniana klątwa.
— Kuszi — szepnęła Zarisa i spojrzała na nią załzawionymi oczami. Ze świstem nabrała powietrza.
— Tak właśnie myślę, moja droga siostro. To klątwa rzucona na Atlantydów za ich pychę i obłudę. Chcieli być potężni jak obserwatorzy i walczyć z demonami. Każda magia ma swoją cenę. Za taki dar, jak to nazwali muszą zapłacić najwyższą cenę. Duszami swoich dzieci.
— Nie mów tak. — Zarisa chwyciła ją za dłonie i przycisnęła je do swojego serca. — Twój dar się uaktywni i za tydzień razem ruszymy na misję — powiedziała i uśmiechnęła się ciepło.
— Zarii ty nie rozumiesz. Ja go nie chcę. Nie chcę ani tego daru, ani tych ich mocy.
— Jeśli ty nie pojedziesz ze mną to, kto będzie o mnie dbał? Chcesz mnie zostawić? Zginę tam w samotności, pożarta przez trolle. — Zarisa ponownie się rozpłakała.
— Czasy idylli się skończyły. Wyszkolili nas, a teraz rzucą nas w świat, żebyśmy walczyły z demonami i innymi upiorami, które łażą po tej ziemi. A ja nie chcę walczyć. Skąd mam wiedzieć, że ktoś zasłużył na śmierć, a ktoś inny nie? Czy to, że urodził się inny niż my, daje nam prawo decydować o jego życiu?
— Kuszi — Zarisa spojrzała na nią ogromnymi, zdziwionymi oczami — oni zabijają ludzi. Dobrych ludzi i dzieci. Pożerają je. Mordują. Wysysają.
— My pożeramy zwierzęta. Zabijamy je i pożeramy. Czasem młode też. Czy zwierzęta powinny nas teraz ścigać i zabijać?
— To jakieś herezje. — Zarisa zerwała się na równe nogi i objęła głowę rękami. Czuła, że od tych emocji zaraz rozerwie jej głowę.
— Posłuchaj, ja po prostu nie wiem, czy ta cała Walhalla i jej prawo miecza to nie kłamstwo wymyślone przez zgraję hipokrytów. Skąd wiemy, że demony są złe?
— Bo tak jest napisane w starych księgach. Taką też wiedzę przekazują nam mistrzowie, którzy z nimi walczyli.
— Właśnie Zarii - Mistrzowie z Walhalli. Pamiętaj, że każdy z nich kończył tę samą akademię. Robią nam pranie mózgu, żebyśmy nie zadawali pytań, tylko szli i mordowali jak maszyny. A jeśli demon chce się naprawić? Chce zejść ze ścieżki terroru i przemocy. Wejść na ścieżkę jasności. Co wtedy?
— Raczej tak nie myślą?
— Skąd wiesz? Nie widziałaś żadnego demona. Powtarzasz to, co oni ci powiedzieli.
— Siedząc w Walhalli, nikogo nie ocalisz. — Zarisa spojrzała na nią wielkimi oczami. — Musimy walczyć o lepszy świat tym, co mamy. Poddać się to najgorsze co możesz zrobić. Za wszelką cenę uparłaś się, że będziesz tym, kim nie jesteś. Postanowiłaś walczyć ze swoją naturą, tylko po to, żeby im pokazać. Krzywdzisz sama siebie.
— Nie. Ja nie chcę być walkirią.
— Tak. Powtarzasz to od pierwszego dnia, gdy tu przypłynęłyśmy. Przez dwanaście lat powtarzasz to tak często, że już sama w to uwierzyłaś. Przez twój upór teraz nas rozdzielą. Ja zginę zjedzona przez trolle, a ciebie tam nie będzie. Jak wtedy będziesz się czuła?
Kuszi się zawahała. Odetchnęła głęboko. Podeszła do przyjaciółki i objęła ją ramieniem. Przytuliła do siebie. Delikatnie przesunęła palcami po jej włosach. Zacisnęła usta.
— Przepraszam Zarii — szepnęła. — Czasem myślę tylko o sobie, a przecież umarłabym, gdyby coś ci się stało. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było mnie przy tobie w trudnej chwili.
Nagle odsunęła przyjaciółkę od siebie i spojrzała w jej zapłakane oczy.
— Obiecuję, że do przyszłego tygodnia będę gotowa na misję z tobą. Osobiście pójdę błagać Odyna, żeby wysłał nas razem. — Jej twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. — Nie pozwolę ci zginąć samotnie, zjedzona przez trolle. Nie pozwolę żadnemu trollowi cię zjeść.
Zarisa roześmiała się i otarła łzy. Twarz Kuszi nagle spochmurniała. Znów nerwowo zaczęła przegryzać dolną wargę.
— Najpierw muszę przeżyć jutrzejszy poranek — westchnęła. Spojrzała na Zarisę i ponownie się roześmiała. — Mam świetny plan.
— Jaki?
— Jutro, gdy stanę do walki z Marchewką, ty wnikniesz do jej umysłu. Będziesz miała okazję przećwiczyć swój dar w warunkach polowych, a ja będę miała szansę przeżyć. — Zatarła chytrze dłonie.
— To nie będzie uczciwe. Co z twoimi ideałami? Co z tymi machinami i bezmyślnym mordowaniem?
Oczy Kuszi stały się ogromne, spojrzała bystro na Zarisę i zmarszczyła groźnie brwi.
— Zarii tu chodzi o moje przetrwanie, a nie morderstwo. Przecież jej nie zabijesz, tylko nieco spowolnisz. Zresztą, ona bez skrupułów użyła na nas swojej mocy, choć wie, że nie umiemy tak świetnie walczyć, a mój dar wciąż milczy.
— No tak. — Przytaknęła jej i westchnęła ciężko. Po chwili milczenia dodała. — Wiesz, że wciąż nie potrafię tak perfekcyjnie posługiwać się darem. A jak wejdę w twoją głowę?
— Twoje działanie w mojej głowie nie wiele zmieni — westchnęła ciężko Kuszi. — Jeśli chodzi, o walkę wręcz to nie wiele możesz tam już zepsuć.
— To prawda. — Zarisa ucieszyła się i podniosła leżący na ziemi asagaj. Wyprostowała się dziarsko, zakołysała nim wokół bioder i naprężyła mięśnie. — Mimo wszystko lepiej się przygotuj. Możemy poćwiczyć razem.
— Zgoda.
Kuszi chwyciła za drugi kij, który leżał nieopodal i wymachując nim zacięcie, ruszyła do ataku. Przez chwilę szło jej całkiem nieźle. Zręcznie unikała ciosów. Perfekcyjnie blokowała i uderzała pewnie. Szybko. Zarisa zaczęła podejrzewać, że Kuszi umie walczyć i to całkiem zręcznie tylko z jakiegoś powodu nie chce.
Jeśli ją zmuszę do walki, będzie musiała się bronić. Izyda nie będzie tak delikatna, jak ja. Pomyślała i zaatakowała.
Zarisa roześmiała się i otarła łzy. Twarz Kuszi nagle spochmurniała. Znów nerwowo zaczęła przegryzać dolną wargę.
— Najpierw muszę przeżyć jutrzejszy poranek — westchnęła. Spojrzała na Zarisę i ponownie się roześmiała. — Mam świetny plan.
— Jaki?
— Jutro, gdy stanę do walki z Marchewką, ty wnikniesz do jej umysłu. Będziesz miała okazję przećwiczyć swój dar w warunkach polowych, a ja będę miała szansę przeżyć. — Zatarła chytrze dłonie.
— To nie będzie uczciwe. Co z twoimi ideałami? Co z tymi machinami i bezmyślnym mordowaniem?
Oczy Kuszi stały się ogromne, spojrzała bystro na Zarisę i zmarszczyła groźnie brwi.
— Zarii tu chodzi o moje przetrwanie, a nie morderstwo. Przecież jej nie zabijesz, tylko nieco spowolnisz. Zresztą, ona bez skrupułów użyła na nas swojej mocy, choć wie, że nie umiemy tak świetnie walczyć, a mój dar wciąż milczy.
— No tak. — Przytaknęła jej i westchnęła ciężko. Po chwili milczenia dodała. — Wiesz, że wciąż nie potrafię tak perfekcyjnie posługiwać się darem. A jak wejdę w twoją głowę?
— Twoje działanie w mojej głowie nie wiele zmieni — westchnęła ciężko Kuszi. — Jeśli chodzi, o walkę wręcz to nie wiele możesz tam już zepsuć.
— To prawda. — Zarisa ucieszyła się i podniosła leżący na ziemi asagaj. Wyprostowała się dziarsko, zakołysała nim wokół bioder i naprężyła mięśnie. — Mimo wszystko lepiej się przygotuj. Możemy poćwiczyć razem.
— Zgoda.
Kuszi chwyciła za drugi kij, który leżał nieopodal i wymachując nim zacięcie, ruszyła do ataku. Przez chwilę szło jej całkiem nieźle. Zręcznie unikała ciosów. Perfekcyjnie blokowała i uderzała pewnie. Szybko. Zarisa zaczęła podejrzewać, że Kuszi umie walczyć i to całkiem zręcznie tylko z jakiegoś powodu nie chce.
Jeśli ją zmuszę do walki, będzie musiała się bronić. Izyda nie będzie tak delikatna, jak ja. Pomyślała i zaatakowała.
Zacisnęła zęby, zawarczała groźnie i ruszyła na przyjaciółkę z impetem.
Kilkoma ciosami przyłożyła Kuszi w udo, w brzuch i podcięła ją zgrabnie. Kuszi zrobiła salto w tył i padła na trawę z hukiem. Jęknęła boleśnie.
— Wstawaj! — wrzeszczała na nią Zarisa. — Izyda nie będzie czekać, aż łaskawie podniesiesz swoje szacowne ciało z trawy.
— Zarii nie musisz się tak wczuwać. — Kuszi oddychała szybko i pomasowała bolący pośladek.
— Nie leń się, tylko walcz.
Zarisa obróciła się na pięcie, zrobiła pół obrotu i uderzyła z werwą. Nie czekała, chwyciła przyjaciółkę za przedramię, przewinęła ją przez bark i rzuciła nią jak szmacianą lalką wprost w błoto. Kuszi upadła na wznak. Rozłożyła się na placu jak rozdeptana żaba.
— Aj! — jęknęła.
Nagle Kuszi wpadła w szał. Leżała na ziemi i tarzała się w błocie. Uderzała pięściami o grząską masę, rozbryzgując błoto na boki. Kopała, wiła się jak wąż i wrzeszczała na całe gardło.
— To niesprawiedliwe! Nawet ty mi dokopałaś! — ryczała, rozrzucając dookoła czarne, jedwabiste włosy. — Ona mnie zmiażdży — zawiesiła na chwilę głos i spojrzała na przyjaciółkę.
Jej twarz, zbroja, włosy wszystko, cała była wysmarowana błotem. Grube grudy mokrej ziemi odpadały kawałami od jej twarzy. Wyglądała strasznie, zarazem komicznie i groteskowo.
— Wstawaj. Musisz tylko więcej ćwiczyć.
— To może lepiej na pięści. — Kuszi podniosła się z ziemi i zacisnęła ochoczo dłonie. Stanęła w pozycji bojowej. Wbiła zimny wzrok w swojego przeciwnika i kiwnęła głową na znak gotowości.
— Na twoim miejscu wybrałabym asagaj. Izyda uderza jak taran, zmiażdży cię — westchnęła ciężko Zarisa i potarła palcami po czole.
— Tak. Dobra jest w tym — jęknęła przeciągliwe. — Zmiecie mnie jak robala.
Zarisa spojrzała na nią ze współczuciem. Prawda była gorzka jak piołun. Kuszi, nawet jeśli umiała walczyć to z Izydą, nie miała żadnych szans. W żyłach rudej, z dziada pradziada płynęła krew wojowników. Wszyscy w jej rodzinie służyli w armii. Ta dziewczyna wojaczkę miała w genach. Pokonała już niejednego alatumrii, który w swojej pysze wyzwał ją na pojedynek, a byli oni o wiele szybsi i silniejsi od Kuszi.
— Nawet gdybym była niezła to ruda, rozwali mnie jak przegotowanego buraka — westchnęła ciężko. Nagle oczy Kuszi rozbłysły i stały się ciemne jak onyks. — Zostaje sabotaż.
— Jaki sabotaż? — Zarisa ściągnęła z zaciekawieniem usta.
Kuszi zrobiła kilka kroków, obróciła się na pięcie i spojrzała bystro na Zarisę. Zaplotła ręce na plecach i zmarszczyła brwi.
— Użyjesz swojego daru. Wnikniesz do umysłu rudej — mówiła wolno i bardzo cicho, tak aby nie usłyszał ich nikt przypadkowy — zrobisz jej tam absolutną rozwałkę. Wmówisz jej, że nie umie walczyć. — Zatrzymała się w pół kroku i spojrzała poważnie na Zarisę. — Nie może się zorientować.
— Nigdy nie wchodziłam do umysłu w hałasie i wrzawie. Na to potrzebuję skupienia i ciszy. Mogę się pogubić.
— Bzdura. Poradzisz sobie. Zresztą musisz ćwiczyć. Podczas ataku trolli nikt nie będzie pytał, czy masz odpowiednio dużo czasu i ciszy.
— Masz rację. — Zarisa westchnęła i spojrzała na horyzont.
Słońce wolno chyliło się ku zachodowi. Błękitno rdzawa łuna rozlała się po niebie niczym akwarela. Do kolejnego wschodu słońca pozostało zaledwie kilka godzin. Niewiele miały już czasu.
Kilkoma ciosami przyłożyła Kuszi w udo, w brzuch i podcięła ją zgrabnie. Kuszi zrobiła salto w tył i padła na trawę z hukiem. Jęknęła boleśnie.
— Wstawaj! — wrzeszczała na nią Zarisa. — Izyda nie będzie czekać, aż łaskawie podniesiesz swoje szacowne ciało z trawy.
— Zarii nie musisz się tak wczuwać. — Kuszi oddychała szybko i pomasowała bolący pośladek.
— Nie leń się, tylko walcz.
Zarisa obróciła się na pięcie, zrobiła pół obrotu i uderzyła z werwą. Nie czekała, chwyciła przyjaciółkę za przedramię, przewinęła ją przez bark i rzuciła nią jak szmacianą lalką wprost w błoto. Kuszi upadła na wznak. Rozłożyła się na placu jak rozdeptana żaba.
— Aj! — jęknęła.
Nagle Kuszi wpadła w szał. Leżała na ziemi i tarzała się w błocie. Uderzała pięściami o grząską masę, rozbryzgując błoto na boki. Kopała, wiła się jak wąż i wrzeszczała na całe gardło.
— To niesprawiedliwe! Nawet ty mi dokopałaś! — ryczała, rozrzucając dookoła czarne, jedwabiste włosy. — Ona mnie zmiażdży — zawiesiła na chwilę głos i spojrzała na przyjaciółkę.
Jej twarz, zbroja, włosy wszystko, cała była wysmarowana błotem. Grube grudy mokrej ziemi odpadały kawałami od jej twarzy. Wyglądała strasznie, zarazem komicznie i groteskowo.
— Wstawaj. Musisz tylko więcej ćwiczyć.
— To może lepiej na pięści. — Kuszi podniosła się z ziemi i zacisnęła ochoczo dłonie. Stanęła w pozycji bojowej. Wbiła zimny wzrok w swojego przeciwnika i kiwnęła głową na znak gotowości.
— Na twoim miejscu wybrałabym asagaj. Izyda uderza jak taran, zmiażdży cię — westchnęła ciężko Zarisa i potarła palcami po czole.
— Tak. Dobra jest w tym — jęknęła przeciągliwe. — Zmiecie mnie jak robala.
Zarisa spojrzała na nią ze współczuciem. Prawda była gorzka jak piołun. Kuszi, nawet jeśli umiała walczyć to z Izydą, nie miała żadnych szans. W żyłach rudej, z dziada pradziada płynęła krew wojowników. Wszyscy w jej rodzinie służyli w armii. Ta dziewczyna wojaczkę miała w genach. Pokonała już niejednego alatumrii, który w swojej pysze wyzwał ją na pojedynek, a byli oni o wiele szybsi i silniejsi od Kuszi.
— Nawet gdybym była niezła to ruda, rozwali mnie jak przegotowanego buraka — westchnęła ciężko. Nagle oczy Kuszi rozbłysły i stały się ciemne jak onyks. — Zostaje sabotaż.
— Jaki sabotaż? — Zarisa ściągnęła z zaciekawieniem usta.
Kuszi zrobiła kilka kroków, obróciła się na pięcie i spojrzała bystro na Zarisę. Zaplotła ręce na plecach i zmarszczyła brwi.
— Użyjesz swojego daru. Wnikniesz do umysłu rudej — mówiła wolno i bardzo cicho, tak aby nie usłyszał ich nikt przypadkowy — zrobisz jej tam absolutną rozwałkę. Wmówisz jej, że nie umie walczyć. — Zatrzymała się w pół kroku i spojrzała poważnie na Zarisę. — Nie może się zorientować.
— Nigdy nie wchodziłam do umysłu w hałasie i wrzawie. Na to potrzebuję skupienia i ciszy. Mogę się pogubić.
— Bzdura. Poradzisz sobie. Zresztą musisz ćwiczyć. Podczas ataku trolli nikt nie będzie pytał, czy masz odpowiednio dużo czasu i ciszy.
— Masz rację. — Zarisa westchnęła i spojrzała na horyzont.
Słońce wolno chyliło się ku zachodowi. Błękitno rdzawa łuna rozlała się po niebie niczym akwarela. Do kolejnego wschodu słońca pozostało zaledwie kilka godzin. Niewiele miały już czasu.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów
Cześć I
Herosi i Upadli
Klątwa Atlantydów - Prolog
Klątwa Atlantydów - Persywia
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów - Atria
Klątwa Atlantydów - Mot
Komentarze