Dżin został pozbawiony mocy i zamknięty w niebycie. Jego królestwo upadło, a dawna potęga - wyblakła. Gdy w mieście umarłych pojawia się Malachaj, w demonie budzi się nadzieja. Czy to szansa, aby odzyskać dawną potęgę i władzę?
W zaciszu pustynnej otchłani niczym w wielkim grobowcu spoczywały ukryte pod hałdami nagrzanego do czerwoności piasku ruiny miasta Arallu. Przeklętego i zapomnianego.
To niegdyś bogate, tętniące życiem centrum kosmopolitycznego świata otoczone gęstą jak mgła klątwą, która miała odstraszać śmiałków, spoczywało teraz w pustynnym grobowcu.
Historia miasta przepadła w otchłani czasu, tak samo, jak droga wiodąca do Arallu. Nikt też nie pamiętał, czym mieszkańcy rozgniewali Moce, że ukarały je tak surowo. Zapomniane, opuszczone i pochłonięte przez pustynię miasto umarło.
Po ulicach, po których kiedyś spacerowali filozofowie, mędrcy i potężni władcy, gdzie rozchodziły się skoczne rytmy muzyki, a wino lało się strumieniami, dziś sunął tylko ciepły, pustynny wiatr przesuwając drobiny złotego pyłu.
Wiatr kołysał się wśród wysokich steli i kanciastych ścian poszarpanych budynków, wystających spod brzuchatych fałd piasku, niczym złowieszczo bielące się kości.
Przemykał niepostrzeżenie, niosąc za sobą tumany piasku i kurzu. Panującą tu ciszę, czasem przerywało przerażające zawodzenie przeklętych dusz dawnych mieszkańców i trzaski energii, która uwalniała się z gęstej, mrocznej mgły.
Choć słońce zdążyło się już ukryć za horyzontem to z nieba, wciąż lał się żar, rozgrzewając powietrze do czerwoności niczym kute żelazo. Dookoła roznosił się smród śmierci, kwaśnego wina i kurzu.
Noc rozpostarła swoje szare sukna, pochłaniając szczelnie ulice i pozostałości budynków rozciągniętych wzdłuż głównych ulic. Ponad miastem, tuż na granicy horyzontu dumnie prężyły się ogromne piramidy. Wyglądały jak odwieczni strażnicy, których zadaniem było strzec wejścia do miasta i jego sekretów.
Ostrymi, białymi jak śnieg czubami zdawały się wbijać się w nocne, poszarzałe niebo. Dalej rozciągała się już tylko pustynia, która mieniła się kolorami nieba i zlewała się z horyzontem.
W świątyni nazywanej Świątynią Wiecznego Światła, którą wybudowano tu w czasach świetności miasta, znajdowała się opieczętowana potężnymi zaklęciami brama łącząca niebyt ze światem ludzi. Tu bariera była najcieńsza, to tu też najczęściej przebywał Ozyrys.
Ozyrys był dżinem. W czasach swojej świetności potężnym i okrutnym. Wybrańcy podczas wielkiej wojny pokonali jego armię, a demonicznego władcę przeklęto, pozbawiono części mocy i uwięziono w Strefie poza Czasem. Jego królestwo upadło.
Ozyrys zamknięty za barierą niebytu mógł tylko przesiadywać na skraju bramy i spoglądać na świat ludzi. Od czasu do czasu, gdy mocno się skupił, potrafił z piasku ulepić jakiś kształt, lecz to, co kiedyś było dla niego fraszką, dziś pochłaniało lwią część jego mocy. Po części przez klątwę, która trawiła go jak trucizna, po części przez barierę, której przebicie wymagało użycia sporej ilości energii.
Po wiekach samotności i nieudanych próbach ucieczki zrezygnował. Zmęczony, zrezygnowany, szalony siedział utopiony w nicości i obserwował rozmywający się we mgle świat.
Nagle jego uwagę przykuło coś, co pospiesznie przemieszczało się w kierunku świątyni. Mrużył oczy, wytężał wzrok, ale nie mógł rozpoznać kim lub czym jest poruszający się kształt. Dostrzegł tylko tyle, że była to ogromna ilość energii tak potężnej, że mogłaby pochodzić od strażnika, a nawet samych Mocy. Ukrył się pospiesznie.
Na środku placu zatrzymał się mężczyzna. Wysoki na siedem może nawet osiem stóp. Rozejrzał się. Otaczała go dziwna, mieniąca się kolorami aura. Nagle zerwał się wiatr. Powietrze zagotowało się i zabulgotało groźnie.
Mgła zgęstniała i stała się sino szara, niczym stalowa kotara opadła ciężko na ruiny świątyni. Wiatr wył i ujadał niczym wściekły zwierz. Smagał piachem. Tworzył leje i szarpał wściekle tumany kurzu, podbijając je ku niebu.
Mężczyzna z trudem przedzierał się w kierunku bramy. Zgarbiony, szedł powoli. Dłonią zasłonił usta i nos. Ostrożnie mijał kawałki skruszonych kryształów, które ostre jak rant brzytwy wystawały tu i ówdzie z posadzki niczym złowieszcze ostrza.
Musiał być bardzo ostrożny, każda nieuwaga mogła go słono kosztować. Mógł nadziać się na kryształowy sztylet albo wpaść do ogromnej wyrwy, które pokrywały posadzkę równie gęsto, jak kałuże ścieżkę po ulewie i złamać kark.
— Ozyrysie! — zagrzmiał nagle. — Dżinie, ukaż się suczy synu!
— Rycerz Światłości, a jak prostak — wysyczał dżin. Jego głos nie przypominał ludzkiego, brzmiał jak odgłos echa lub pomruk burzowego wiatru.
— Ukryłeś się jak tchórz i dziwisz się, że bluzgam? Wyłaź mam robotę dla ciebie.
— Ty dla mnie? — Kłąb kurzu uniósł się ponad kolumnami i tarzając się po wydmach, rozpłynął się w tumanach piachu. — Wiesz, kim ja jestem zdrajco swojego rodu?! — ryknął niczym stado rozwścieczonych szakali.
— Inaczej by mnie tu nie było! — zawarczał wściekle Malachaj i dziarsko położył dłoń na rękojeści miecza przypiętego u jego boku. — Pokaż się tchórzu!
— Co będę z tego miał, skrzydlaty? — Na moment przed oczami Malachaja stanął mężczyzna ulepiony z piasku. Omen równie szybko zniknął, opadł z impetem tuż pod jego stopami i rozsypał się w miał.
— Odzyskasz ciało i swoją moc.
— Odzyskam swoją moc tą, którą mi ukradły te małpy ze złotymi duszami? Moje królestwo? — zawył przeciągliwe dżin i na chwilę zamilkł. — Znów będę mógł spełniać życzenia tych tępych małp i będę mógł patrzeć na ich rozpacz, gdy nadejdzie czas zapłaty?
Kolejny, wściekły kołtun ulepiony z piachu przesunął się po posadzce i rozbił się między kolumnami.
— Jak za dawnych czasów.
— Jak za dawnych czasów? — spytał z nostalgią w głosie.
Malachaj poczuł obecność mrocznego, tak jakby stał za jego plecami. Słyszał, jak szepcze mu do ucha. Automatycznie wyjął miecz i naprężył muskuły. Zmora znów się rozpadła.
— Tak — przytaknął. — Na początku czasów Rajzel spisał księgę, w której zawarł wszystkie tajemnice ziemi i nieba. Zaklął w niej potężną moc i część swojego ducha, aby nikt poza nim oraz naznaczonego strażnika nie mógł jej użyć. Po wielkiej wojnie ostatni strażnik ukrył księgę ... — mówił Malachaj, nim zdążył zadać pytanie, zamilkł.
Nagle, tuż przed jego oczami pod niebo wzbił się tuman z piachu i ponownie utworzył coś, co przypominało męską sylwetkę. Zjawa zawisła nad ziemią i chwilę przyglądała się skrzydlatemu.
— Mówisz o Księdze Adama — wysyczał dżin.
— Tak. Wiesz, gdzie ona jest?
— Być może. Musisz jednak wypowiedzieć życzenie, skrzydlaty. — Świszczący, przeciągliwy głos otoczył Malachaja. — Tylko tak mogę ci pomóc — wyszeptał dżin i owinął się wokół jego stóp niczym wąż.
— Zgoda. Dżinie oto moje życzenie …
— Zaraz, nie tak szybko. Co jesteś w stanie poświęcić za tak cenną wiedzę Malachaju?
— Już powiedziałem, odzyskasz ciało i zdejmę z ciebie klątwę.
Po pustynnej przestrzeni rozszedł się głuchy śmiech. Przerażający, zimny i diaboliczny, jakby pochodził z samych gardzieli piekła. Rozszedł się po wydmach niczym skowyt burzy.
— Jesteś grigori, a nie znasz pradawnych praw wszechświata? — zasyczał. — Wszechświat wymaga, daje i stawia warunek. Każda magia ma cenę. Chcesz życie, odbierz życie. Chcesz bogactwa, oddaj to, co masz najcenniejsze. Rozumiesz? Nie mi głupcze, tylko tej pradawnej sile, która utrzymuje delikatną równowagę. Jest: jasność i ciemność. Chcesz coś dostać, oddaj coś równie cennego. Tak to działa — zawył dżin. — Nie ja ustalałem zasady. Podlegam im tak samo, jak ty.
— Więc co mam oddać za księgę? — Malachaj zagryzł nerwowo wargi.
— Chcesz mocy niebiańskiej, oddaj skrzydła.
Grigori się zawahał. Wprawdzie zbuntował się i już od wieków nie służył Siłom Najwyższym, ale skrzydła były tym, co miał wciąż najcenniejsze. To one odróżniały go od demonów, wyklętych i Innych. Wciąż mógł wrócić. Tak myślał. Już miał się wycofać, gdy spojrzał na wijący się tuż przed nim tuman.
— Czy to prawda, że w Księdze Adama są zawarte prawa nieba i ziemi?
— Tak.
— I wszelkie tajemnice stworzenia?
— Tak.
— Zgoda. — Wąż znów okręcił się wokół stóp grigori. — Dżinie, oto moje życzenie: powiedz, gdzie znajdę Księga Adama?
Nagle przed oczami Malachaja, po drugiej stronie bariery pojawił się mężczyzna. Teraz widział go wyraźnie.
Jego włosy były czarne jak heban. Skórę miał jasną niczym najbielszy marmur, oczy ciemne, w kształcie migdałów i bystre, pełne ognia spojrzenie. Twarz miał okrągłą, pyzatą, dumną i piękną. Był doskonały jak wszystkie pierwsze demony.
Dżin był postawnej postury, choć wyglądał jak wysoki chłopiec ubrany w królewskie szaty i bardziej przypominał pyzatego cheruba niż mrocznego demona, to pod tą powłoką niewinności kryła się mordercza istota.
— Księgę znajdziesz w szkole dla magów, w Atke. Ukryta w obrazie „Ostateczna bitwa”. Wystarczy ją przywołać odpowiednim zaklęciem.
— Mam uwierzyć, że najpotężniejsza broń tych małp jest zaklęta w jakimś mazidle?
— Pod latarnią najciemniej mój mały ptaszku — zadrwił z niego, a jego oczy błysnęły łakomie. — Wypowiedz kolejne życzenie. Na pewno je masz. — Dżin na chwilę zawiesił głos i spojrzał bystro na anioła. — Może chcesz, żebym ją tu przyniósł?
— Hola! Demonie — machnął nerwowo mieczem, jakby chciał pozbyć się natarczywej muchy — znam ja twoje sztuczki. Słono każesz sobie płacić za usługi. Na dziś wystarczy. — Anioł poruszył ramionami i wciąż czując słodki ciężar skrzydeł, uśmiechnął się gorzko.
Ozyrys zasyczał wściekle i ponownie rozpadł się w pył. Ta rozmowa i próba przedarcia się przez barierę, wykończyła go. Do tego zaklęcia musiał użyć sporej ilość mocy. Odetchnął ciężko. Teraz potrzebował chwili na regenerację.
— Kiedy odbierzesz mi skrzydła?
— Gdy tylko weźmiesz Księgę do rąk.
Oczy Malachaja nagle odzyskały dawny blask, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
— Gdy tylko moje dłonie dotknął Księgi? — powtórzył i spojrzał na dżina, demon przytknął. — Bądź grzeczny demonie. Czuję, że czeka nas owocna współpraca.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w drogę powrotną. Zatrzymał się i jeszcze raz odwrócił się w stronę demona.
— Zdobędę Księgę i wrócę do ciebie.
Rozgoryczony Ozyrys zawył wściekle i opadł w niebyt.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów
Cześć I
Herosi i Upadli
Klątwa Atlantydów - Prolog
Klątwa Atlantydów - Persywia
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów - Atria
Klątwa Atlantydów - Mot
Komentarze