Izyda ma trenować z Kuszi. Jeszcze nie wie, że lekko nie będzie. Czy Ruda znajdzie sposób na przyszłą królową Atke?
Izyda w milczeniu spoglądała na plac ćwiczebny. Był pusty. Otaczały ją bambusowe manekiny imitujące przeciwników oraz tor przeszkód, zbudowany z wysokich ścian, podwieszonych lin, kołyszących się bali i kul uzbrojonych w kolce. Wszystko to tworzyło logiczną i spójną całość, która miała jeden cel. Wyszkolić herosów.
Doskonale pamiętała zderzenie z każdą, stojącą tu machiną. Były to bardzo bolesne lekcje. Odetchnęła. Przeciągnęła się, wyciągając długie ręce ku niebu i rozluźniła kark. Słońce leniwie wsuwało się na nieboskłon. Dochodziła piąta rano. Poranek wciąż był rześki.
Rozejrzała się, a jej wzrok zatrzymał się na posępnych murach akademii. Choć mieszkała tu już prawie dwanaście lat, to nadal nie mogła nazwać tego miejsca domem. Walhalla miała swój urok, a mimo to była bardziej internatem niż drugim domem.
Odetchnęła i rozpoczęła rozgrzewkę. Zaczynała wątpić, że Kuszi potraktowała sprawę poważnie i przyjdzie na trening.
— Ciekawe czy mistrz Odyn wyśle nas na misję, skoro mistrz Terens dał nam zielone światło? — Zrobiła zamach mieczem, a później młynek. Stal zabrzęczała radośnie.
— Imponujące!
Nagle usłyszała zachwycony głos Kuszi dobiegający zza pleców. Odwróciła się. Walkiria stała w pełnym rynsztunku, w dłoni ściskała swój miecz. Jej twarz jaśniała w uśmiechu. Pospiesznie pokonała dzielącą je odległość i zatrzymała się tuż przed Izydą. Spojrzała na jej miecz z zachwytem. Durga była imponująca. Przypominała zaklęty w czasie płomień, który mienił się, odbijając promienie porannego słońca.
— Jestem pod wrażeniem. Wiedziałam, że jesteś dobra, ale nigdy nie myślałam, że aż tak.
Izyda wymierzyła w jej stronę ostrze. Wbiła w nią zimne, pozbawione emocji spojrzenie.
— Spóźniłaś się — rzuciła sztywno. — Nie lubię spóźnialskich — to mówiąc, zmierzyła Kuszi z góry do dołu.
— Przepraszam. — Kuszi westchnęła ciężko. Przez chwilę zrobiła taką minę, jakby chciała opowiedzieć jej ze szczegółami, co jej się przydarzyło po drodze, ale napotykając zimne spojrzenie Izydy, ugryzła się w język i pochyliła głowę.
— Nie rób tego więcej. — Izyda podsumowała szorstko. — Jutro masz być o czasie — pogroziła jej przed nosem palcem — a najlepiej przed czasem. — Kuszi przytaknęła. — Pierwsze czym się zajmiemy to twoim stylem.
— O! — oburzyła się Kuszi. — Mam świetny styl.
Izyda wybałuszyła oczy. Przetarła zmieszana palcem po czole i wydusiła z siebie.
— Chodzi mi o twój styl walki.
— A. To faktycznie mam kiepski. Trzeba nad nim popracować. — Kuszi zakołysała się na piętach, a jej twarz oblał rumieniec. Ruda tylko popatrzyła na nią z niedowierzaniem. Westchnęła ciężko. Coś czuła, że nie będzie to takie proste, jak to wydawało jej się na początku.
— To był żart?
— Żart? Dlaczego? — Kuszi wbiła w nią zaskoczone spojrzenie. — Kiepsko u mnie z tym stylem walki. Sama przecież wiesz.
— Tak. To prawda. — Izyda pokiwała głową i przez chwilę wpatrywała się w Kuszi. Zastanawiała się jakim cudem udało jej się przetrwać tyle lat w akademii. Przecież codziennie, przez prawie dwanaście lat musiały przechodzić mordercze treningi, niebezpieczne próby i ciężkie wyprawy. Chciała zapytać, ale widząc przed sobą lekko zakłopotaną i przerażoną dziewczynę, odpuściła.
— Kuszi — rzuciła sztywno — co było wczoraj, nie ma znaczenia. Rozumiesz? — Dziewczyna przytaknęła. — Dobrze. Od teraz jesteś Kuszi – wojowniczka. Wybraniec. Walkiria. — Izyda podeszła do niej i spojrzała w jej czekoladowe oczy. — Powtórz.
— Co?
— Co było wczoraj, nie ma znaczenia. Jestem Kuszi. Wojowniczka. Wybraniec. Walkiria.
— Co było wczoraj, nie ma znaczenia… Zaraz — zasępiła się i urwała w połowie. — Po co mam to powtarzać?
— Bo ja tak powiedziałam. Powtarzaj — Izyda rzuciła rozkazującym tonem i zrobiła kilka kroków w kierunku wiszącego nieopodal worka treningowego. — Podejdź tu i uderz w niego z całej siły. Raz prawą nogą, raz lewą. Za każdym razem masz mówić „Co było wczoraj, nie ma znaczenia”. — Oczy Kuszi stały się ogromne. — Rusz się. Nie mam całego dnia!
Kuszi kiwnęła głową, podeszła do worka i zaczęła go okładać, zgodnie z otrzymanymi wytycznymi. Raz prawą nogą, raz lewą.
— Jestem Kuszi …
— Nie tak! — Izyda jęknęła załamanym głosem. — Podjedź bliżej. — Odepchnęła ją i zatrzymała się przed workiem. Ustawiła się do niego bokiem. — Uderzaj z biodra — Ruda zrobiła zamach i kopnęła w wór. Huk uderzenia rozniósł się w powietrzu. Skórzany worek odskoczył w górę. — Uderzaj z całej swojej mocy i powtarzaj „Co było wczoraj…
Kuszi przytaknęła. Zatrzymała się tuż przed workiem. Zacisnęła dłonie w pięści. Stanęła w pozycji bojowej i zaczęła kopać. Początkowo szło jej nieźle. Izyda była nawet zadowolona, ale po piętnastu minutach, nagle się zatrzymała. Odwróciła się na pięcie i spojrzała na Rudą.
— Bolą mnie nogi — Jęczała i masowała piszczele. — Nie chcę już.
— Jak to nie chcesz? — Izyda otworzyła usta ze zdziwienia. Zatkało ją. Nie wiedziała co powiedzieć.
— Bolą mnie nogi. — to mówiąc spojrzała na swoje nogi. Były opuchnięte i kolorowe od siniaków. — I cała jestem posiniaczona — rozhisteryzowanym głosem jęknęła. — Jak ja wyglądam?
Izyda się zagotowała. Jej oczy błysnęły wściekle. Zamaszystym krokiem pokonała dzielącą je odległość.
— Myślisz, że jakiegoś trolla, wiedźmę, wampira, czy innego demona będzie obchodziło, że coś cię boli, albo jak wyglądasz?! Złamie cię jak gałązkę chrustu i na twoich oczach pożre Zarisę!
— Mówisz jak Terens. — Rozpłakała się.
Izyda zdębiała. Patrzyła na nią i zaskoczona mrugała energicznie rzęsami. Postawa i zachowanie Kuszi całkowicie zbiło ją z pantałyku. Stała i wpatrywała się w ryczącą na całe gardło Kuszi. Nie bardzo wiedziała, co ma teraz zrobić.
— Dlaczego mi pomagasz? — Kuszi wydusiła z siebie.
— Poprosiła mnie o to Diana.
— Przecież ja jej dokuczałam. Czemu o to poprosiła? — łkała dalej.
— Bo taka jest. Ma dobre serce i nie chciała, żeby cię wyklęli.
Kuszi zamilkła. Przez chwilę patrzyła na nią ogromnymi, czekoladowymi oczami. Otarła łzy z policzków i odetchnęła.
— Moja matka jest straszną wiedźmą — mówiła cicho. — Szufladkuje wszystkich z prędkością światła i każdemu dopina etykietkę. Kocha tylko magów. Reszta świata może przestać istnieć. Całe swoje dzieciństwo usiłowałam jej zaimponować. — Westchnęła i poprawiła swój miecz. — Dlatego chciałam być magiem. — Roześmiała się smutno. — Mój ojciec to kochająca istota. Zawsze powtarzał mi, że mam być sobą, nie żyć pod dyktando innych. Gdy trafiłam do akademii, mój świat się zawalił. Wiedziałam, że już nigdy matka mnie nie pokocha.
Izyda patrzyła na nią ogromnymi oczami. Milczała.
— Zazdrościłam wam. — Kuszi przerwała niewygodną ciszę.
— Nie miałaś czego. — Ruda roześmiała się gorzko. — Mój ojciec nie wiedział jak zająć się dziewczynką, więc zrobił ze mnie chłopaka. Dobrze, że nosimy zbroję, bo i tak nie wiedziałbym co na siebie włożyć. — Kuszi się roześmiała. — Królowa Atlantydy też nie jest lekka w obyciu. Przez cały czas, gdy Diana mieszkała w pałacu musiała słuchać, że damie nie wypada walczyć mieczem, a już tym bardziej przyszłej królowej. Miała być posłuszną żoną i wsparciem dla króla. Znamię wybrańca okazało się dla niej wybawieniem. Wiesz jaka jest. Nie umie być potulną i nie ma mowy o tym, żeby oddała koronę czy tron.
— To dobrze, nie chcę, żeby Atlantydą rządził jakiś puc. — Kuszi odetchnęła i wyciągnęła rękę w stronę Izydy. — Nie myślałam, że to kiedyś powiem. Izydo, czy wybaczysz mi wszystko, co ci zrobiłam lub powiedziałam o tobie i zostaniesz moją przyjaciółką? — Widząc zmarszczoną minę rudej, sprostowała pospiesznie. — Nie mówię, że dziś, ale może kiedyś.
Izyda uściskała jej dłoń i powiedziała mocnym głosem.
— Dla przyjaciół Izy. — Kuszi odetchnęła i przytaknęła. Ruda zmarszczyła czoło. — Koniec tych smutasów i zwierzeń. Nie mamy idealnych rodzin, ale walkiria musi być idealna. Do roboty panno Kuszi! — ryknęła.
— Muszę?
— Tak musisz. — Izyda wyprostowała się jak strzała i zakołysała na piętach. — Jeśli odpuścisz, obłożą cię klątwą. Wypędzą. Będziesz żyła na jakiś bagnach i straszyła dzieci.
— Jak to? — Kuszi zająknęła się przerażona. — Nie chcę żyć na bagnach.
— Tak będzie. I wiesz, co jeszcze będzie — Izyda nachyliła się nad nią, Kuszi zaprzeczyła głową — będziesz się modlić, żeby nie dorwali się wybrańcy, mroczni albo rolnicy z okolicznych wiosek.
Kuszi zmrużyła groźnie oczy.
— Niby czemu mieliby mnie ścigać.
— Bo będziesz śmierdzącą, obrzydliwą wiedźmą. Twoje włosy będą ociekać błockiem. Będą brudne i śmierdzące. — Kuszi spojrzała na nią ogromnymi oczami i na swoje jedwabiste, czarne włosy. Była przerażona. — Będziesz śmierdziała odchodami, zapewne kurzymi, bo takie najłatwiej wyczarować i dostaniesz jakieś łachy na przebranie. A twoja twarz…
— Co z moją twarzą? — Przerwała jej w połowie.
— Pokryją ją parchy i śmierdzące, rozlewające się pryszcze.
— Ohyda. — Twarz Kuszi stała się prawie zielona i wykrzywiła się z odrazą. Spojrzała na worek. Ruszyła na niego jak taran. Uderzała z taką wściekłością i zaciętością, że ten podskakiwał do góry niczym lekka jedwabna poduszka.
— Parchy i pryszcze — powtarzała wściekle — po moim trupie.
— O tak i obrzydliwe wrzody — Izyda skakała wokół worka i coraz bardziej ubarwiała swoją opowieść — i żaden chłopak nie będzie chciał na ciebie spojrzeć ani cię nie pokocha. A my będziemy przychodzić na te bagna i śmiać się z ciebie.
Kuszi obróciła się na pięcie i z impetem przyłożyła w wór z lewej nogi. Stojak zatrząsnął się jak wściekły, a worek poszybował w niebo, rozrywając łańcuch. Izyda i Kuszi stały oszołomione. Chwilę patrzyły, jak z hukiem uderza o ziemię.
— To worek mamy rozliczony — Izyda radośnie klasnęła w dłonie. Kuszi spojrzała na nią z otwartymi szeroko ustami. — Zamknij buzię, bo ci mucha wleci.
Walkiria automatycznie zamknęła usta.
— Teraz zrobisz klika okrążeni i poćwiczymy ręce. Zanim chwycisz za miecz, musisz wzmocnić mięśnie. Najpierw jednak zrób sześć okrążeń po torze przeszkód — wyjaśniła.
Kuszi pokiwała głową. Bez słowa ruszyła na plac. Izyda patrzyła, jak nieporadnie stara się pokonać każdą przeszkodę, nie omijając niczego. Tym razem Kuszi ani myślała się poddać. Wspinała się dzielnie na każdą ścianę i sznur. Przeskakiwała po balach zręcznie jak kotka. Prężyła ciało i spadała na ziemię z gracją wora wypchanego węglem. Za każdym razem podnosiła się, przecierała czoło i próbowała jeszcze raz.
— Kto by pomyślał, że wiedźma z bagien da taki efekt. — Izyda roześmiała się do siebie i zastygła bez ruchu. Na wysokiej akacji, która rosła w odległości kilkunastu stóp od placu, coś się poruszyło. Naprężyła mięśnie i wytężyła wzrok.
Między rozłożystymi konarami drzewa ktoś siedział. Izyda zakradła się w jego stronę. Przemknęła niepostrzeżenie między rozstawionymi dookoła machinami a trybunami. Gdy była już dostatecznie blisko ponownie wytężyła wzrok.
— A któż tam się chowa? Czy to Zarisa? — szeptała do siebie. — To jakieś chłopaczysko. — Odkryła z przerażeniem. — Już ja cię oduczę szpiegowania.
Rozejrzała się dookoła. Chłopak był sam. Nie zauważyła nikogo więcej. Skupiła myśli i siłą umysłu zepchnęła go z drzewa. Z wrzaskiem runął w dół. Nim jego ciało zderzyło się z ziemią, otoczyła go dziwna mgła. Nagle zniknął Izydzie z pola widzenia.
— Na niebiosa! — warknęła przerażona i chwyciła za Durgę.
Już miała go zaatakować, gdy z kłębów mlecznobiałej mgły wygramolił się wysoki, szczupły chłopak o modrych, bystrych oczach.
— Ty tu?! — Izyda wydusiła z siebie i pomogła mu wstać. — Co tu robisz, magu?
— Merlin gdzieś wsiąknął, a ja szukałem dobrego miejsca na medytację. — Marek zmieszany przesunął palcami po włosach. — Nie chciałem wam przeszkadzać, więc siedziałem cicho.
— Cóż — Izyda podała mu dłoń — mam na imię Izyda, ale przyjaciele mówią mi Izy. A tam —
wskazała ruchem głowy — po placu biega Kuszi, ale ją chyba pamiętasz.
— Fakt. — Mag uśmiechnął się, a jego twarz stała się różowa. — Jestem Markus. Dla przyjaciół Marek. — Uścisnął mocno dłoń walkirii. — A wy co właściwie tu robicie?
— My? — Izyda zmieszała się lekko. — Kuszi trenuje. Przed inicjacją na walkirię, czy alatumrii uaktywnia się nasz dar. To indywidualny prezent od Mocy. Ja jestem psychokinetyczną.
— A, czyli upadek z drzewa to twoja robota?
— Tak.
— A Kuszi?
— A Kuszi właśnie pracuje nad swoim darem.
— Czyli nie ujawnił się jeszcze?
— Nie.
— To normalne?
— Nie wiem.
— Ale się ujawni?
— Oby. — Izyda poklepała go po ramieniu i spojrzała na zamyśloną twarz maga. Nagle ją olśniło. Podeszła do niego i z uśmiechem spytała — Co robisz jutro rano?
— Co? — Marek spojrzał na nią bystro.
Widząc jego przerażone i zaskoczone spojrzenie, Izyda ponownie uśmiechnęła się szeroko.
— Spokojnie, to nic strasznego. Potrzebuję dla niej — ruchem głowy wskazała Kuszi, która właśnie wspinała się na wysoką, pionową ścianę — motywacji. — Mag zrobił ogromne oczy. — Będziesz stał i rozmawiał ze mną. Nic wielkiego.
— Tylko tyle?
— Tak. Gdy zobaczy, że patrzysz, jak trenuje, bardziej się będzie przykładać. Będzie jej głupio, żeby odpuścić. Na każdego działa coś innego. Na nią ty świetnie zadziałasz — uśmiechnęła się szeroko — Odwdzięczę się.
— Mam tylko stać i patrzeć?
— Tak, czasem możesz się roześmiać głośno — Izyda mrugnęła do niego.
— Zgoda.
— Tylko potrzebowałabym cię tu codziennie. — Zmarszczyła poważnie brwi.
— Merlin dał mi wolną rękę, więc nie mam planów na poranki.
— Wspaniale — Izyda klasnęła w dłonie i klepnęła z całej siły maga w ramię. Chłopak się zakołysał. — A teraz się śmiej — rzuciła rozkazującym głosem. Marek jak na komendę prasnął tak gromkim i żywym śmiechem, że aż Kuszi się zatrzymała i spojrzała w ich stronę.
— Doskonale. — Izyda uśmiechnęła się z przekąsem.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów - Atria
Klątwa Atlantydów - Mot
Klątwa Atlantydów - Tezeusz
Klątwa Atlantydów - Amfitria
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Klątwa Atlantydów - Feniks
Klątwa Atlantydów - Marek
Klątwa Atlantydów - Lilith
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Komentarze