Marek w końcu odnalazł swoje miejsce. W Walhalli nie czuje się już szalonym wyrzutkiem, a szczęściarzem. Kto jest jego źródłem szczęścia?
Marek stał i przyglądał się chwilę swojemu odbiciu. Wyprężył dumnie pierś i przeczesał palcami gęstą, czarną czuprynę. Wszystko nagle zaczęło układać się wyśmienicie. Właściwie to tak doskonale, że mag bał się czasem zamknąć oczy, żeby nie obudzić się z tego pysznego snu.
Merlin był wciąż nieobecny, pochłonięty jakimś dziwacznym eksperymentem pozwalał mu robić, to na co miał ochotę. Nie był taki, jak jego dawni wykładowcy, którzy bez przerwy chcieli kontrolować młodego maga i nieustannie sprawdzać jego postępy.
Co rano, zgodnie z ustaleniami, biegł co tchu w płucach na plac ćwiczebny. Towarzyszył Izydzie i Kuszi podczas porannego treningu. Pełnił funkcję gapia, ale Izyda nazywała go motywatorem. To była najmilsza część jego dnia. Nie miał problemu, żeby zrywać się z łóżka przed wschodem, szczególnie że łóżka w Walhalli nie należały do najwygodniejszych.
Ogromną radość sprawiało mu obserwowanie Kuszi, która z zacięciem i uporem wypisanym na pyzatej twarzy, wściekle okładała worek treningowy, a później przez wiele godziny biegała po torze przeszkód.
Była taka drobna i gibka. Gdy przemykała między ścianami, które imitowały mury obronne i wspinała się po nich z wyśmienitą zręcznością, czuł w sercu narastającą dumę.
Sam nie wiedział, kiedy dokładnie to się stało, ale stało się całkowicie niespodziewanie, a może już tego dnia, gdy oberwał do niej drzwiami.
To było jak objawienie, jak natchnienie i niekończące się oświecenie. Zakochał się. Zakochał się w Kuszi tak bardzo mocno, że każda minuta spędzona bez niej była dla niego wieczną torturą.
Uwielbiał patrzeć na jej nadąsaną buzię. Kochał jej spontaniczne wybuchy płaczu i radości. Rozpierało go błogie szczęście, gdy patrzył, jak brnie przez błota brudna, zmęczona i wściekła. Jak z zaciśniętymi dłońmi w pięści walczy z potężnymi machinami, nie mógł myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że bardzo chce ją tulić w ramionach.
Dziś się wystroił. Założył jedną ze swoich najlepszych koszul oraz modne spodnie i starannie zaczesał włosy.
Spojrzał na pięć, oblanych czekoladą prażynek, które ukradł nocą z kuchni. Wyglądały pysznie. Jeszcze raz spojrzał na swoje odbicie i wyprężył się dumnie. Pewnym siebie krokiem, lekko kołysząc biodrami, podszedł do stoliczka.
Zapakował słodkości bardzo starannie w złoty papier i przewiązał je czerwoną wstążką, którą dostał kiedyś od zakochanej w sobie elfki. Zawahał się.
— Czy, aby na pewno to nie zepsuje miłości? — Spojrzał na wstążkę. — Może dawanie prezentu ukochanej z kokardą, od kobiety, której miłości nie odwzajemniłem, przynosi pecha? — Mocno ścisnął w dłoni tasiemkę. Rozejrzał się po pokoju. Nie miał nic równie pięknego. — W nosie z tym. — Machnął ręką. — Rzucę zaklęcie odczyniające złe uroki i odpędzę pecha. — Klasnął radośnie w dłonie i zacmokał, hołdując swojemu geniuszowi.
Nim przewiązał kokardę, wymamrotał zaklęcie i pospiesznie owinął nią prezent. Paczuszka wyglądała imponująco. Wiedział, że Kuszi kocha wszystko, co piękne i błyszczące, więc prezent musiał być zapakowany idealnie.
Poprawił kokardę jeszcze kilka razy, żeby prezentowała się nienagannie i wybiegł z komnaty. To był ten dzień, dzień, gdy wyzna jej miłość i zaprosi na spacer po plaży. Na samą myśl, o jej ciepłych, drobnych dłoniach i roześmianej buzi, ciepły dreszcz rozszedł się po jego ciele. Słońce leniwie wczołgiwało się na nieboskłon. Trawa była mokra, a błyszczące niczym drogocenne diamenty krople rosy połyskiwały cudownie. Wszystko było dziś cudowne.
Powietrze pachniało zbliżającym się latem, oceanem i słodyczą dojrzałych owoców. Ścieżka do placu ćwiczebnego wiodła przez główny plac, wiła się tuż obok ogrodu i spadała gwałtownie w dół, robiąc wielkie zakole tuż przed rzeką.
Marek biegł szybko. Chciał być pierwszy za nim pojawi się Izyda i Kuszi. Po drodze układał sobie zgrabną mowę, którą oczaruje Kuszi.
Zatrzymał się tuż przed wejściem na plac. Musiał złapać oddech, bo od tych porannych przebieżek, aż go zatkało i zakuło go w boku. Oparł się dłonią o pal, który był częścią bramy wejściowej i oddychał, usiłując załapać tchu.
— Co tu robisz? — Nagle usłyszał za sobą mocny i zimny dziewczęcy głos.
Odwrócił się. Za nim stała Kuszi. W blasku poranka, otoczona aurą walkirii wyglądała zjawiskowo niczym sam skrzydlaty. Miała na sobie walkiriańską zbroję w kolorze nude, która, choć mocna była jak stal i nie było w stanie przeciąć jej żadne ostrze, to wyglądała jak uszyta z delikatnego, lejący się jedwabiu.
Jej gładkie i lśniące, kruczoczarne włosy powiewały wściekle na wietrze. Na twarzy, dłoniach i szyi walkirii iskrzyły wyrysowane mandale. Ochronne znaki, które miały wzmacniać jej moc ducha wyglądały jak małe dzieła sztuki.
Marek nie miał wątpliwości. Kuszi była najpiękniejszą istotą, jaka kiedykolwiek chodziła po ziemi i jaką on kiedykolwiek widział. Odjęło mu mowę. Oddech utkwił mu w gardle. Dłonie miał spocone, a serce łopotało mu jak szalone.
— Czekam na ciebie — wydusił z siebie.
— Tak wcześnie? — Kuszi zmrużyła podejrzliwie powieki. — Coś kombinujesz magu?
— Nie. — Zaprzeczył i podał jej niezdarnie zawiniątko. — Mam dla ciebie prezent. — Wypalił i spocony jak mysz pod miotłą, drżącą dłonią wskazał na pakunek. Czuł, że nagle zaschło mu w gardle. — Gdybyś zasłabła podczas treningu, możesz się posilić. — Uśmiechnął się szeroko, widząc zmieszaną minę walkirii, jego entuzjazm zgasł jak świeczka na wietrze.
Nieoczekiwanie twarz Kuszi pojaśniała. Dziewczyna spojrzała na prezent i chwyciła go oburącz, zakołysała się zgrabnie.
— Jaki śliczny pakuneczek — zacmokała, przypatrując się opakowaniu. — O jaka piękna kokarda. — Nagle cofnęła się i spojrzała poważnie na maga. — Dla mnie? — On tylko przytknął. — To nie jest jakiś głupi kawał?
— Nie — Marek zamieszany podrapał się po karku. — Dlaczego miałbym ci robić głupi kawał? To tylko czekoladki. Wiem, że lubisz ładne prezenty, więc zapakowałem w złoty papier…
Oczy Kuszi rozbłysły. Były tak ogromne i błyszczące, że przypominały spore kawałki ciemnej, roztopionej czekolady. Wpatrywała się teraz w niego niczym mała sarenka, dużymi, błyszczącymi oczami i milczała. Zagryzła dolną wargę i ponownie spojrzała na zawiniątko. Jego serce roztopiło się jak kostka lodu na gorącej płycie.
— To takie słodkie — pisnęła, chwyciła go za kołnierz i bez ogródek pocałowała w usta.
Marek zasłabł. Czuł, jak kolana uginają się pod nim. Serce szalało w jego piersi, a krew buchnęła gorąca niczym lawa i rozlała się po jego ciele, dając cudowne uczucie pełni szczęścia. Nie wiele myśląc, odruchowo objął ją mocno i przycisnął. Pachniała jak słodka brzoskwinia. Usta miała słodkie jak miód. Obje, rozpłynęli się w tej nagłej fali szczęścia i podniety.
— Nie chcę przerywać — usłyszeli za sobą głos Izydy — ale mamy dziś dużo pracy.
Kuszi odskoczyła od maga jak oparzona. Chwyciła mocno, oburącz pakunek i przycisnęła do serca. Zamrugała rzęsami. Jej twarz nagle się zarumieniła jak dojrzałe jabłko.
— Mag dał mi prezent — powiedziała, wskazując na paczkę.
— Ja… my… tylko — dusił słowa Marek. Czuł jednocześnie, jak jego twarz płonie i staje się purpurowa. Izyda zachichotała. Zakołysała się na piętach i odetchnęła wzruszona.
— Jesteście taką uroczą parą. — Izyda popatrzyła na nich i otarła ukradkiem łzę. — Tak bardzo do siebie pasujecie. — Kuszi tylko spojrzała chłodno na maga i fuknęła. — Dobrze, już wystarczy tych słodkości. Czas zacząć trening. — Izyda rzuciła sztywno i klasnęła w dłonie. — Odyn już zaplanował dla ciebie próbę talizmanu, tylko nie wiem kiedy. Nie mamy czasu do stracenia.
— Co? — Kuszi zbladła, ręce jej opadły.
— Co to jest próba talizmanu? — Marek z zaciekawieniem spojrzał na walkirie.
— To próba, która ma uaktywnić dar wybrańca. — Izyda wyjaśniła i poprawiła miecz przypięty do boku.
— To brzmi mocno — Mag z trwogą spojrzał na Kuszi. — Czy ona jest niebezpieczna?
— Wyobraź sobie, że tak — Kuszi spojrzała na niego wściekle, odwróciła się na pięcie i obrażona ruszyła na plac. — Mogę zginąć — rzuciła na odchodne.
— Powiedziałem coś nie tak?
— Nie przejmuj się. Stresuje się. Próba talizmany należy do najcięższych prób. Musi wyzwolić dar, a czasem to nie takie proste.
— Dlaczego?
— Bo dar może się nie uaktywnić albo uaktywni się zbyt późno lub będzie zbyt słaby, żeby wspomóc wybrańca podczas próby.
— Co wtedy?
— Od tego jest opiekun, żeby uratować takiego kadeta. Nie zawsze się to udaje.
— Ktoś już zginął podczas tej próby?
— Wielu. Z drugiej strony lepsze to niż być wyklętym.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów - Atria
Klątwa Atlantydów - Mot
Klątwa Atlantydów - Tezeusz
Klątwa Atlantydów - Amfitria
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Klątwa Atlantydów - Feniks
Klątwa Atlantydów - Marek
Klątwa Atlantydów - Lilith
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Cześć II
Wina i Kara
Klątwa Atlantydów - Feniks
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Lilith
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Mot
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Minotaur
Klątwa Atlantydów - Marek
Komentarze