Lilith — królowa mrocznych siedziała w ciasnej izbie i czekała. Wszystko szło, według niej zbyt wolno i mozolnie. Ona chciała efektów. Chciała zobaczyć upadek Atlantydy, unicestwienie wybrańców, a los wciąż z niej kpił i kazał jej czekać.
Kiedy nazywasz coś demonem, to przed oczami widzisz obraz potwora. Myślisz wtedy o czymś mrocznym i ohydnym. Dla ciebie to istota z rogami, ogonem i kopytami. Uzbrojona w ostre jak brzytwa zębiska, z rozczochraną czupryną i obrośniętym torsem.
Demona utożsamia się z potworem, odzwierciedleniem wszelkich lęków i skupiskiem ohydy. Na obrazach, rzeźbach, freskach, czy płaskorzeźbach demony przedstawiane są jako wykoślawione maszkary, z ogromnymi garbami i błoniastymi skrzydłami.
Jednak Zło często przybiera postać anioła, inaczej nie byłoby tak pociągające i kuszące. Lilith była doskonała. Piękna, powabna, ujmująca, a swoim wdziękiem i gracją zachwycała nawet same anioły. Była ucieleśnieniem doskonałości.
Jako pierwsza kobieta, miała być symbolem idealnego, cielesnego piękna łącząc ze sobą bystrość umysły i inteligencję. Taka właśnie była.
Jej ciało i twarz było gładkie, jak porcelana, a w jej płomiennych oczach skrywała się pasja, duma i wielka mądrość. Miała doskonałe piersi, biodrach, a skórę w dotyku tak delikatną i miękką niczym drogocenny jedwab. Jednak jak wszystkie cenne diamenty i ten miał skazę.
Lilith była zachłanna, próżna i pełna żądzy. Jej upadek był równie spektakularny, jak narodziny. Sprzeciwiła się woli Mocy i wypowiedziała im wojnę. Stworzyła mroczne królestwo i bratając się z demonami, zbudowała mroczną armię.
Podczas ostatniej, wielkiej wojny Atlantydzi wsparci przez wybrańców pokonali demony, a ich mroczną królową zamknięto w pustce, gdzie skazana na samotność miała spędzić wieczność.
Zauroczony urodą i błyskotliwością Lilith, Malachaj uwolnił ją, łamiąc pierwszą przysięgę obserwatorów, która brzmiała: "Nigdy nie będę działał przeciw ludziom, a wszelkie zło będę tępił zaciekle".
Lilith powróciła rozwścieczona i żądna zemsty. Żyjąc w ukryciu czekała na odpowiedni moment, aby swój plan wprowadzić w życie.
Królowa mrocznych siedziała na pryczy obitej jagnięcą skórą i przykrytą futrem z niedźwiedzia, z nogami wyciągniętymi wzdłuż łoża. Na sobie miała złotą peplos. Wzrok wbiła w szary kąt izby. Palcami delikatnie muskała swoją dłoń, obracając nerwowo złoty pierścień wciśniętym na serdeczny palec.
Milczała, co chwila zaciskała nerwowo usta i całkowicie pochłonięta myślami, zdawała się nieobecna. Promiennie słońca, które wdarł się przez uchyloną okiennicę, przemykały niepostrzeżenie po jej doskonałych rysach i wnikały w pasma jej włosów w kolorze ognia. Nagle uniosła wzrok i niczym dzika bestia spojrzała wściekle na drzwi. Jej oczy błyszczały. Jedno jej oko było białe jak śniegi na Nanga Parbat, a drugie czarne jak jej dusza.
— Wezwać do mnie Sobeka! — ryknęła.
Kątem oka dostrzegła cień strażnika, który dygnął i co tchu w płucach pognał w głąb obozowiska. Znudzonym wzrokiem spojrzała w sufit i przewróciła oczami.
Była wykończona tym czekaniem i niewiedzą. Jak długo jeszcze miała czekać? Chciała efektów, czynów i krwi. Krwi wybrańców. Spojrzała na swoje białe, pokryte krwawymi runami dłonie. Wyglądały jak dzieło sztuki. Uniosła lewą dłoń i przez chwilę patrzyła, jak promienie słońca przemykają między jej szczupłymi, długimi palcami.
— Co z tego, że wyłamałam lukę w barierze ochronnej Atlantis i wpuściłam tam arachnę. Przecież jeden demon nie pożre całego miasta — syknęła. — Wybrańcy lada chwila ją wytropią i jak szybko się nie rozmnoży, zrobią z niej trofeum.
Wszystko działo się dla niej zbyt wolno.
Podniosła się z posłania i zrobiła kilka, nerwowych kroków. Chata była niewielka, drewniana i prymitywna. Czy królowa świata powinna przebywać w tak obskurnym miejscu, a co mowa spać, czy wieczerzać.? Zagotowała się i zacisnęła wściekle pięści. Ryknęła.
Rzuciła się na stojące tuż obok niej krzesło i z impetem cisnęła nim o ścianę. Mebel roztrzaskał się w drobne. Ona stała i dyszała ciężko.
— Kpina! Żart i prześmiewczy dowcip! Ja królowa Innych. Królowa Upadłych. Matka demonów, pani świata mam koczować, jak jakiś świniopas!? W oborze! — wyła z wściekłości. — Gdzie na mrok jest ten leń! Sobek! Pani wzywa! Leniu!
W tej samej chwili drzwi do izby się otworzyły i stanął w nich mężczyzna o gadziej twarzy, żółtych oczach i ostrych jak szpikulce kłach.
— Wzywałaś mnie, pani?! — wydusił z siebie, pochylając głowę tak nisko, że czołem prawie szorował po drewnach deskach podłogi.
— W końcu leniu. Tak, wzywałam cię! — Rzuciła się na niego wściekle, wymachując złowrogo rękami. — Czy Malachaj już wrócił? — Imię kochanka wypowiedziała z wielką czułością, a jej spojrzenie przez ułamek sekundy stało się ciepłe i czułe. Po chwili znów wrócił wściekły błysk.
— Nie, pani.
— Weź kilku żołnierzy i go szukaj. Może potrzebuje wsparcia? Może go złapali? — Dłonie jej drżały, a twarz złagodniała. — Może trzeba go ratować, idioto!
— Tak, pani. — Sobek ponownie się skłonił.
— Nie ma potrzeby, duszko. — Nieoczekiwanie usłyszała za sobą miękki, męski głos. Zadrżała. Spojrzała w stronę drzwi. Malachaj stał wsparty o futrynę. Jego złote włosy powiewały na wietrze niczym laur zwycięscy. Oczy miał błyszczące i dumne. W mig odgadła, że się udało. Jej serce zabiło mocniej.
— Jesteś w końcu — powiedziała roztrzęsionym, podnieconym głosem. Podbiegła do niego, objęła mocno ramionami i położyła głowę na jego piersi. — Tak bardzo się martwiłam — szeptała. Uniosła wzrok, nagle jej oczy znów rozbłysły wściekle. Zauważyła, że w progu nadal stoi Sobek i łypie na nią żółtymi ślepiami. — Wynoś się! — zasyczała jak żmija.
Sobek posłusznie pochylił łeb i nie odrywając wzroku od podłogi, pospiesznie wycofał się z chaty. Zamknął za sobą drzwi i czmychnął czym prędzej, aby nie narażać się więcej swojej pani. Gdy tylko zostali sami, grigori pochylił się w jej stronę.
— Mam ją — szepnął jej do ucha i widząc jej pełne miłości spojrzenie, uśmiechnął się szeroko. Uniósł jej brodę i pocałował ją w usta.
Oddała mu pocałunek. Zachłannie przylgnęła do niego. Jej ciało płonęło, rozpalone żądzą i przedsmakiem zwycięstwa. Zerwała z niego ubranie. I uwodząc słodkim głosem, zaciągnęła na posłanie. Gdy zaspokoił jej żądze, położyła się na nim naga, okryta tylko płonącymi pasmami włosów i z czułością pieściła jego tors.
— Masz ją? — mówiła drżącym głosem i spojrzała na niego. Przytknął. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nagle ściągnęła brwi i z troską w głosie spytała. — Czy było ciężko?
— Nie. Poszło łatwiej, niż myślałem.
— To, co tyle czasu robiłeś? — Spojrzała na niego oburzona. — Nie tęskniłeś za mną?
— Jak wariat. — Przytulił ją do siebie i pocałował w czoło. Przetoczyli się po posłaniu i przyciskając ją mocno do kapy z niedźwiedziej skóry, spojrzał jej w oczy. — Musiałem zatrzeć ślady. Nie chcemy przecież, żeby ktokolwiek odkrył nasz sekret zbyt szybko. Czy umieściłaś pająka w mieście Jasności, jak poleciłem?
— Tak.
— To teraz zniszczmy Heliopolis. Tanatos przyprowadził do obozu Feniksa. Powinna sobie poradzić.
— A pieczęcie i wybrańcy?
— Złamałem pieczęcie, a trolle już zdziesiątkowały oddział wybrańców. Wzięły ich z zaskoczenia. Dzięki twojej magii i portalom wybrańcy nie mieli szans. Tanatos spisał się na medal. Wziął ich w dwa ognie i przerzucał nasze oddziały jak pionki po szachownicy. Twoje zaklęcie teleportujące jest wspaniałe.
— Mój bohater — zamruczała dumnie. — Co z Amfitrią?
— Zostaw ją mi. Wiem, czego pragnie bogini wód.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów - Atria
Klątwa Atlantydów - Mot
Klątwa Atlantydów - Tezeusz
Klątwa Atlantydów - Amfitria
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Klątwa Atlantydów - Feniks
Klątwa Atlantydów - Marek
Klątwa Atlantydów - Lilith
Komentarze