Feniks po wielkiej wojnie zniknęła. Ukryła się przed światem, bestiami i ludźmi w ciepłej grocie. Przez te wieki przy życiu trzymało ją jedno — chęć zemsty. Gdy straciła już nadzieję, nagle pojawił się Tanatos z ciekawą propozycją.
Zapach ognia, siarki i dusząca woń dymu przesycały powietrze niczym skrzętnie splecione nitki płótna, tworząc mroczną osnowę wnętrza groty.
Jaskinia była ogromna, mroczna i wilgotna. W jednej z jej obszernych kieszeni ukryte były schody, które wcinały się wąskim, stromym i ślimaczym szlakiem w głąb góry.
Tanatos schodził ostrożnie.
Kanciaste, wykute w skale stopnie były śliskie i zdradliwe. Ich ostre jak brzytwa granie połyskiwały złowrogo, odbijając od siebie słabe światło płonącego kamienia, którym dawny bóg teraz rozświetlał sobie drogę.
Czuł, jak jego rozwichrzone włosy pocierają o niski strop. Musiał co chwila pochylać głowę i uważać na wystające skały, które niczym złowrogie ostrza, co kilka metrów wyłaniały się ze sklepienia.
Nie wiedział ile stopni przed nimi i jak głęboko już udało mu się zejść. Twarz i ciało miał mokre od potu. Powietrze było tu ciężkie i otumaniało jak stara, wełniana szmata zarzucona na twarz.
Grube krople potu zawisły na jego kędzierzawych włosach i ciurkiem spływały mu po oczach oraz nosie. Otarł je dłonią i odetchnął. Rozejrzał się.
Za sobą miał zwoje krętego korytarza pogrążonego w mrokach. Przed nim była ciemność i jeszcze więcej schodów oraz zakrętów.
Powietrze stawało się coraz gorętsze. Paliło go w klatce jak roztopione żelazo. Czuł się jak ryba wyrzucona na brzeg. Z każdym kolejnym stopniem jego płuca wrzały, a oddechy stawały się płytsze. Im niżej schodził, tym smród siarki był bardziej żrący, mocniejszy i palący.
Tak musi wyglądać droga do piekła, pomyślał i go zemdliło.
Splunął siarczyście na schody. Przez chwilę patrzył i otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. W kilka sekund jego ślina zawrzała i wyparowała. Stopień znów był suchy jak pieprz.
— Jestem już blisko. — Uśmiechnął się szeroko do siebie i zbierając resztkę sił, przyspieszył.
Schodził coraz szybciej. Nerwowo przekładał kamień z ręki do ręki i schodził po dwa, trzy stopnie w dół. Wolną ręką chciał dotknąć ściany, zdążył musnąć opuszkami palców jej skalną powierzchnię, gdy nagle zasyczał i odskoczył. Zrobił to tak gwałtownie, że o mały włos, a spadłby ze schodów. Zachwiał się i odetchnął, spoglądając przerażonym wzrokiem w głąb ciemności.
Ściana była gorąca jak rozżarzone węgle. Jeszcze chwilę przyglądał się oparzonym placom. Były czerwone i strasznie piekły. Zacisnął zęby. Pospiesznie ukrył oparzoną dłoń w kieszeni i ruszył w dół. Starał się już nie dotykać ścian.
Nagle w ciemnym zaułku korytarza dostrzegł słabą łunę dziwnego światła.
Ruszył pospiesznie w jego stronę. Powoli wygramolił się z ciemności, przez wąskie przejście, uważając na buchające żarem ściany i odetchnął, gdy w końcu stanął w ogromnej grocie.
Lecz gdy tylko wyłonił się z mroku oślepił go blask. Zakołysał się i zasyczał. Przymknął oczy i przesłonił je dłonią. Rozejrzał się, gdy jego wzrok nieco przywykł do jasności. Oniemiał.
Olbrzymia grota była wypełniona, aż po same brzegi złotem. Ściany i sufit pokrywał złoty nalot. Wszystko było ze złota. Tony drogocennych kielichów, monet, złotych talerzy, biżuterii, insygniów królewskich, wszelkiego typu i kształtów: korony, berła, tiary, naszyjniki, pierścienie, bransolety, a nawet ogromne, złote sztaby wypełniały grotę.
Pod wschodnią ścianą dostrzegł ułożony ze złotych kamieni, ogromnych głazów i desek powleczonych cienką warstwą złota — stos.
Po zachodniej stronie znajdowała się sterta usypana z rubinów, diamentów, szmaragdów, szafirów i innych cennych kamieni.
Tanatos, aż otworzył usta ze zdziwienia. Nigdy nie widział tylu skarbów na raz. W głębi groty coś zamigotało. Ponownie wytężył wzrok i przetarł oczy ze zdumienia. Ze złotej skały, tworząc niewielki wodospad płynął złoty strumyk, który wartko wpływał do dość sporego i głębokiego basenu.
Tuż ponad nim, oplatając go szczelnie korzeniami, w samym środku groty rosła ogromna, złota jabłoń. Pod jej rozłożystym konarem siedziała dziewczyna. Siedziała w kucki. Peplos miała zawiniętą wokół ud. Nie miała butów, a jej bose stopy przypominały kurze łapki zaopatrzone w ostre pazury. Dziewczyna unosiła dłonie do góry, mruczała coś pod nosem i rozbryzgując dookoła siebie wodę, zanurzała ręce po same łokcie. Nagle zastygła bez ruchu.
Zadarła głowę, odwróciła ją nienaturalnie w bok i wbiła w niego zaciekawione spojrzenie. Zamrugała kilka razy powiekami. Poderwała się niczym kura i stanęła na prostych nogach. Przechyliła głowę raz na prawo to na lewo i zrobiła kilka korków w jego stronę.
— Czego tu szukasz władco śmierci?
— Ciebie Feniksie — powiedział raźno i wyprostował się prężnie.
Musiał przyznać, że jak na dziwadło Feniks wyglądała bardzo atrakcyjnie w tej swojej żeńskiej postaci. Dawno jej nie widział. Zawsze wydawała mu się bardziej drobiem niż człowiekiem, ale nie tym razem. Nie wiedział, czy to za sprawą potężnej magii, która ją otaczała, czy może sama zaczęła pracować nad ludzką formą, ale efekt był zaskakująco miły dla oka. Zacmokał z zachwytu.
— Znalazłeś mnie. Czego ode mnie chcesz?
— Po raz pierwszy widzę cię w ludzkiej formie. Zaskakujące — zamruczał i podrapał się po brodzie.
— Ta forma mi się podoba. Nikt nie nazwie mnie już kurą — zasyczała wściekle Feniks i odwróciła się na pięcie, mrużąc groźnie oczy. Zaplotła ręce na piersi. Tanatos ponownie zrobił kilka kroków w jej stronę. Wyprężył się dumnie.
— Przysyła mnie Lilith — powiedział i odetchnął.
— Upadła maginii? — Feniks odwróciła się i wbiła w niego bystre spojrzenie. — Czego ode mnie chce?
— Tak. Wysłał mnie, bo ma dla ciebie ofertę.
— Nie. Nie zgadzam się na warunki.
— Przecież nie wiesz, o co chodzi? — Tanatos był w szoku i zdębiał. Otworzył usta ze zdziwienia. — Co za durny dziwoląg?! — pomyślał oburzony. — Może ładniejszy niż kura, ale to wciąż tępy drób.
— Niczego nie potrzebuję. Mam tu wszystko.
— A zemsty na wybrańcach?
— Zemsty? — Feniks powtórzyła zaciekawiona i spojrzała na niego bystro.
Podskoczyła i robiąc kilka susów, zatrzymała się tuż przed jego nosem. Wyciągnęła szyję, przekręciła głowę i wbiła w niego spojrzenie. Mylił się, wciąż była kurczakiem. Mimo ludzkiej postaci nadal pozostała drobiem. Zachowywała się jak kura. Śmierdziała jak kura, chodziła jak kura i gapiła się na niego jak kura. Wzdrygnął się zniesmaczony.
— Wysłuchaj Lilith i sama się przekonasz, że to dobra oferta.
— Nie ufam ani tobie, ani tej zdradliwej suce, ale zemsta brzmi dobrze. — Jej usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu.
— Wspaniale, więc chodźmy. — Klasnął w dłonie. — Tępy drób — pomyślał.
Feniks ściągnęła groźnie brwi i ruszyła przodem. Szła wesoło po schodach, podskakując jak mała dziewczynka.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów - Atria
Klątwa Atlantydów - Mot
Klątwa Atlantydów - Tezeusz
Klątwa Atlantydów - Amfitria
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Klątwa Atlantydów - Feniks
Komentarze