Tanatos ruszył na Delfy. Czy mroczni zniszczą kolejną agromeliorację Atlantydy? A może wyroczni uda się ocalić miasto?
Tanatos stał oniemiały. Usta rozdziawił szeroko. Wybałuszył oczy, raz za razem przecierając je ze zdumienia. Wpatrywał się osłupiały w niebo, które pokryło się kolorowymi wykwitami w odcieniach czerwieni, błękitu i złota. Rozbłyski eksplozji przypominały mu kolorowe naszywki na bojowym sztandarze.
Powietrze nagrzane do czerwoności drżało, a mury miasta stały nienaruszone, dzielnie prężąc pierś i mężnie stawiając opór najeźdźcy.
Tego Tanatos nie przewidział. Delfy prócz pieczęci mocy, którymi opatrzono każde miasto, miasteczko, czy wieś należącą do królestwa posiadały szereg osobliwych zabezpieczeń, zapewne założonych przez samą Wyrocznię albo inne czorostwo.
Czując już przedsmak zbliżającej się porażki oraz widząc maszerujące na nich prężnie oddziały wybrańców, wspierane przez miejską gwardię zagotował się i zaklął siarczyście.
— Do stu diabłów jak to możliwe?! — wrzeszczał, wybałuszał ślepia i nerwowo podrygiwał lewą nogą.
Gdy tylko dostrzegł ogromny, kryjący się między kolejnymi wystrzałami łeb jednego ze swoich dowódców, natychmiast przywołał go do siebie. Wielki jak tur - ramus, z byczą głową, przypominający trochę Minotaura, maszerował pospiesznie w jego stronę.
— Dlaczego wciąż nie weszliśmy do miasta?!— ryknął, nim ramus zdążył do niego dotrzeć.
— Mają ochronne czary. — Ramus tłumaczył, ale widząc nietęgą minę Tanatosa, zamilkł na chwilę i dodał. — To jakaś nowa magia. Czarnomagowie pracują nad złamaniem zaklęcia.
— Chcesz mi powiedzieć, że żaden oddział jeszcze nie został przerzucony za mury?! — Tanatos, aż się zagotował. Zmarszczył brwi, a jego twarz stała się purpurowa. Doskoczył do ramusa, chwycił go za kołnierz i szarpiąc jak szmacianą lalkę, wrzeszczał. — Dałem wam portale, a wy nie umiecie nawet z tego korzystać! Banda bezmózgich patałachów!
— Panie! Panie! — jęczał ramus. — Otworzyliśmy cztery na raz i wszystkie zostały zablokowane, zanim zdążyły się otworzyć.
— Kto jest odpowiedzialny za portale?
— Tiamat i Kingu.
— Przyprowadź ich do mnie! — ryknął wściekle Tanatos.
Jeszcze raz spojrzał na nienaruszone mury, które otaczały miasto i wrócił do swojego namiotu. Podrapał się po głowie. Wiedział, że jego porażka rozdrażni Lilith, dlatego nie mógł pozwolić sobie na przegraną. Usiadł na krześle i podparł głowę na dłoni. Spojrzał ponownie na mapę.
Niebieskie i czerwone linie tworzyły kontury miasta. Znał dokładnie położenie każdej pieczęci, każdego tajemnego przejścia, każdej machiny bojowej i każdego, durnego oddziału, a mimo to nadal nie wdarli się do środka.
Energicznie zerwał się z krzesła. Rzucił się na stolik i jednym ruchem ręki zmiótł wszystko, co tam leżało, zrzucając z hukiem na ziemię. Zaryczał wściekle. Po chwili odetchnął głęboko. Był wściekły. Cały, aż się gotował.
Nie minęła chwila, a wejście do namiotu rozwarło się szeroko. Tanatos wzrokiem pełnym obłędu i żądzy krwi spojrzał w stronę wejścia.
W progu namiotu stały dwa skrzaty. Były to syjamskie bliźnięta, zrośnięte brzuchami — Tiamat i Kingu. Wyglądały dość groteskowo. Miały ogromne, jajowate głowy i wielkie, wytrzeszczone oczy oraz drobne ciałka. Cztery pary nóg i tylko dwie pary rąk.
Tiamat miała długie włosy w kolorze rdzy. Jej twarz pokryta była milionem rudych piegów, które gdzieniegdzie rozlewały się na całą połać skóry, tworząc czerwone place.
Kingu był jak jej lustrzane odbicie. Ubrani w skórzaną zbroję wyglądali jak mały, bojowy smok.
— Wzywałeś nas panie. — Skłonili się równocześnie.
— Tak, wzywałem. — Tanatos wyprostował się, zaplótł ręce na plecach i przemaszerował prężnie przez namiot, kierując kroki w ich stronę. — Mam tylko jedno pytanie. — Skrzaty wpatrywały się w niego z zaciekawieniem, mrugając rdzawymi rzęsami. — Dlaczego, do stu diabłów, nie weszliśmy do miasta!? — ryknął wściekle, opluwając sobie brodę.
— Zablokowali nasze tunele. — powiedziała mechanicznie Tiamat.
Tanatos uniósł wzrok i wbił w nią swoje mordercze spojrzenie. Jego dłoń spoczęła na pięknie rzeźbionej, ametystowej rękojeści miecza. Kipiał z wściekłości. Brakowało chwili, a jednym ruchem miecza odrąbałby jej ten skrzaci łeb.
Wtedy pomyślał, że byłoby to zabawne, patrzeć na Kingu, biegającego po placu z odciętą głową siostry. Przechylił głowę i wbił mordercze spojrzenie w Tiamat.
— Panie! Panie — Kingu czując, co się kroi, spojrzał przerażony na siostrę — to przez wyrocznię. — Wyjaśnił, łagodząc nieco mordercze popędy generała.
— Wyrocznię? — Tanatos powtórzył cicho, ale w środku, wciąż wrzała w nim wściekłość.
Jego oczy zwęziły się nienaturalnie, a twarz zmieniła się w pysk dzikiej bestii. Bóg wojny nagle rozrósł się pod sam sufit. Sapał i dyszał wściekle. Skrzaty padły na gęby i drżąc z przerażenia, zaczęły tłumaczyć jeden przez drugiego.
— To wszystko wina wyroczni.
— Kingu ma racje. — Tiamat zadrżała, czując, że właśnie uniknęła rychłej śmierci. — Musiała przewidzieć nasz atak i kazała założyć dodatkowe zabezpieczenia. — Uniosła na chwilę wzrok, ale widok rozjuszonego Tanatosa, który nerwowo pocierał palcami po rękojeści gotowy do ataku, ponownie ją sparaliżował. — Udało nam się odkryć, co to za zaklęcie — tłumaczyła pospiesznie. — To pierścienie Uroborosa. Złamiemy je.
— Oczywiście, panie. — Kingu przytaknął. — Co to dla nas? Fraszka.
Tanatos odetchnął. Ponownie zaplótł ręce na plecach, obrócił się do nich plecami i zrobił kilka kroków w głąb namiotu. Zatrzymał się w pół kroku i odwrócił się na pięcie w ich stronę.
— Do diabła! — zawył. — Pierścienie Uroborosa?! — Spojrzał na nich wściekle i zaryczał, aż zahuczało im w głowach. — Tego gówna nawet Lilith nie złamie, idioci! — Zamilkł na chwilę. Podrapał się po brodzie i odwrócił na pięcie. — Dać rozkaz do odwrotu — powiedział już spokojniejszym głosem. — Dopóki nie złamiemy tej cholernej Księgi, przegramy. Wybrańcy znaleźli nową ochronę. — Odwrócił się ponownie w ich stronę, spojrzał na nich i zacisnął ogromne łapy w pięści. — Wynocha padalce i wezwać mi tu dowódcę!
— Tak, panie.
Bliźniaki przytaknęły. Pospiesznie wycofały i czmychnęły z namiotu. Wolały czym prędzej zniknąć mu z oczu, zanim zmieni zdanie i postanowi jednak ich zabić.
Tanatos został sam. Chwycił pospiesznie kamień przeznaczenia i pstryknął w niego placami.
— Mam nadzieję, że Delfy już nie istnieją. — Lilith odezwała się ochrypłym głosem.
— Niestety — jęknął ciężko — zabezpieczyli się pierścieniami Uroborosa.
— Idioto! Patałachu! Miałeś wejść tam i unicestwić miasto od środka!
— Pierścienie Uroborosa blokują wszelką, mroczną magię i wzmacniają pieczęcie. Twoje portale zostały zamknięte na zawsze. Do Delf już nie wejdziemy w ten sposób.
— Do stu diabłów! — zaklęła i się rozłączyła.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów - Atria
Klątwa Atlantydów - Mot
Klątwa Atlantydów - Tezeusz
Klątwa Atlantydów - Amfitria
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Klątwa Atlantydów - Feniks
Klątwa Atlantydów - Marek
Klątwa Atlantydów - Lilith
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Komentarze