Dżin karmi się desperacją. Tylko jedno życzenie dzieli go od wolności. Czy to Malachaj uwolni demona?
Pragnienie wolności paliło Ozyrysa niczym piekielny ogień. To było jak swędzenie, gdzieś w głębi umysłu. Wściekle spojrzał w poszarzałe niebo zawoalowane pustynnym kurzem i potężną klątwą. Najchętniej rzuciłby się na barierę, rozerwał ją i przedarł się gwałtem ponownie do świata ludzi.
Bezradnie spojrzał na swoje przezroczyste dłonie. Tkwił między życiem a śmiercią.
— Życzenie. — Westchnął, tylko tyle dzieliło go od wolności. Trzy błahe życzenia. Wystarczyło, żeby je spełnił, a będzie wolny. Odzyska swoją moc. Może niecałą, ale jej znaczną część.
Zawył wściekle. Zamachnął się, zakołysał i cofnął kilka kroków. Zacisnął pięści i zaryczał. Rozpędził się i uderzył w magiczną barierę. Klątwa była niczym przezroczysty mur. Rozpędzony Ozyrys uderzył w nią i odbił się od niej z taką siłą, że zadzwoniło mu w uszach. Padł na ziemię oszołomiony. Potrzebował chwili, żeby dojść do siebie. Oddychał szybko. Gapił się w niebo i zaklął siarczyście.
Podniósł się niezgrabnie i podszedł do kamiennej, powalonej kolumny. Usiadł na niej ciężko i zaczął rozmasowywać ogromnego guza, który właśnie wyrastał mu na głowie.
Wbił bezradne spojrzenie w migoczącą groźnie tarczę. Nie miał szans jej pokonać, nie szturmem.
Potrzebował wiele energii, żeby choć na chwilę przybrać ludzką formę, nie było mowy o rozerwaniu klątwy, nie teraz. Nie z taką mocą, jaką miał obecnie.
Nagle usłyszał głos. Przez kłęby gęstej jak mgła klątwy głosy ze świata żywych dochodziły bardzo stłumione i były ledwie słyszalne.
Wyciągnął mocniej szyję i skupił umysł. Między kołtunami nagrzanego powietrza ujrzał sylwetkę skrzydlatego. Stał wyprostowany, minę miał skwaszoną, a brwi ściągnięte w grymasie wściekłości. Otwierał usta, czerwieniąc się z wysiłku, ale dżin ledwie go dostrzegał, jak szary cień przemykający za kotarą.
Domyślił się, że grigori znów potrzebuje jego pomocy. Ucieszył się, zatarł chyrze dłonie i zebrał w sobie pokłady rozproszonej mocy.
— Ozyrysie! Suczy synu! Pokaż się!
Malachaj pieklił się i wił niczym wąż. Skrzydlaty rzucał przekleństwami i wymachiwał groźnie mieczem. Ozyrys jednak, aby dotrzeć do bariery musiał najpierw pokonać bezczas, który go osłabiał. Rozrywał jego byt na strzępy i usiłował wchłonąć dżina, który był swego rodzaju niezgodnością w jego ciągłości. Jednym słowem Ozyrys w Strefie poza Czasem był niczym drzazga wbita pod paznokieć.
Dżin zmarszczył brwi. Skupił myśli i z całym impetem zaczął przedzierać się przez barierę. Choć w rzeczywistości ludzi trwało to krócej niż mrugnięcie to w Strefie poza Czasem trwało to całą wieczność.
— Dla wolności! — ryknął Ozyrys i natarł na barierę.
Przekręcił głowę i chwilę, wpatrywał się w Malachaja. Skrzydlaty maszerował wściekle po resztach posadzki należącej kiedyś do głównej świątyni. Zamiatał gniewnie płaszczem i zaciskał dłonie w pięści. Na jego czole pulsowała żyła, a złote runy sunęły gwałtownie po jego ciele.
Ozyrys przymknął oczy. Musiał ustabilizować swoją energię. Nagle jego ciało zalśniło. Otoczyła go płonąca łuna mocy. Krwisto czerwona niczym blask gorejącego nieba o zachodzie słońca.
Pieczęcie klątwy zadrżały złowrogo. Silny ból przeszył jego astralne ciało, ale nie miał zamiaru ustąpić. Czuł, jak kajdany klątwy zaciskają się coraz mocniej i zaczynają rozrywać powoli jego ducha. Zawył. Zagryzł mocniej usta i ruszył do przodu. Uda mu się. Musi. Od tego zależy jego wolność.
Po raz kolejny napiął mięśnie. Skupił się i rwał łańcuchy klątwy, szarpiąc je agresywnie. Powietrze zadrżało. Napuchło. Pękło z wielkim hukiem i powstała szczelina. Wąska i długa. Przecisnął się przez nią.
— Czego chcesz! — ryknął wściekle, czując ucisk klątwy.
— Przyszedłem z kolejnym życzeniem — Malachaj wyjaśnił już spokojniejszym głosem.
Anioł patrzył na niego podejrzliwie. Wbił w niego mroźne spojrzenie. Był gotowy na wszystko. Śmierdział desperacją. Ozyrys wciągnął mocno powietrze. Zamlaskał zachwycony.
— Jaki słodki zapach. Desperacja — jęknął i oblizał się łakomie. Tego potrzebował. Karmił się nią. Ona była jego siłą. Desperacja zmuszała każdego, czy to niebiańską istotę, demona, innego, czy śmiertelnika do wypowiedzenia życzenia. Wtedy nikt nie zadawał pytań, a każda cena była odpowiednia. Nigdy za wysoka.
Dżin przeciągnął się jak kocur. Czuł się silniejszy. Prychnął wściekle w kierunku bariery. W końcu mógł już nieco się od niej oddalić. Nadal był przykuty, jednak teraz był silniejszy. Po tylu wiekach, w końcu ktoś go nakarmił.
— Wiesz jaką cenę przyjdzie ci zapłacić?
— Cena nie ma znaczenia — anioł warknął ochryple.
Dżin, aż cmoknął z rozkoszy. Jego oczy rozbłysły radośnie. Skrzydlaty wpadł w sidła, nie wywinie się już. Dokończy rytuał. Wypowie też trzecie życzenie. Tylko czekać.
— Czego pragniesz? — Malachaj już otworzył usta, ale dżin go powstrzymał. — Przemyśl dobrze swoje życzenie, bo jest ono twoim drugim.
Nienawidził tego, ale każda magia ma swoją cenę, jego była właśnie taka. Musiał ostrzec każdego, za każdym razem przed konsekwencjami. Do końca, do ostatniego życzenia.
— Tak, wiem. — Malachaj wciągnął ze świstem powietrze i z pewnością w głosie wypowiedział — Chce wiedzieć, kto jest strażnikiem Księgi Adama?
— Nie wolisz wiedzieć, gdzie go szukać?
— Podważasz moje życzenie?
— Skąd. — Ozyrys zaprzeczył pospiesznie. — Oto spełniam twoje drugie życzenie. To córka Augustusa II, króla Atlantydy. Ona jest strażnikiem. Ona ma władzę nad księgą.
Malachaj zesztywniał. Wyprostował się i oniemiał. Przez chwilę wpatrywał się ogromnymi oczami w dżina.
— Córka króla Atlantydy? — powtórzył mechanicznie.
— Nie inaczej ptaszku — nagle poczuł silne szarpnięcie. Kajdany coraz mocniej zaciskały swoje pęta. Dżin teraz był silniejszy i mógł już nad nimi panować, przynajmniej jeszcze przez chwilę.
— Jakie jest twoje trzecie życzenie?
— Przyjdzie na nie czas. — Malachaj uciął szybko, odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku zniszczonego miasta.
Dżin zawył wściekle. Kajdany zacisnęły się i ponownie, z impetem wciągnęły go za kotarę. Rzeczywistość zniknęła. Otoczyły go tylko tumany, gęstej klątwy.
Zaklął siarczyście. Pięścią wściekle uderzył w piach. Przez ułamek sekundy, wydawało mu się, że go czuł. Rozgrzany do czerwoności, sypki, piekący piach. Zastygł. Oszołomiony spojrzał na swoje dłonie. Znów stały się niczym miraż, przezroczyste i niestabilne. Był jak duch.
— Jeszcze chwila. Jeszcze jedno życzenie i będę wolny! — krzyknął radośnie, wymachując jednocześnie pięścią w stronę nieba.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów - Atria
Klątwa Atlantydów - Mot
Klątwa Atlantydów - Tezeusz
Klątwa Atlantydów - Amfitria
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Klątwa Atlantydów - Feniks
Klątwa Atlantydów - Marek
Klątwa Atlantydów - Lilith
Klątwa Atlantydów - Kuszi
Komentarze