Tezeusz miał wytropić trolle, które od jakiegoś czasu nękały okolice Heliopolis. Choć te potwory nie grzeszyły inteligencją, zadanie wcale nie było takie proste. Czy to faktycznie trolle atakowały mieszkańców Heliopolis?
Tezeusz i jego oddział herosów przez całą noc przemierzali rozległe tereny wokół Heliopolis w poszukiwaniu trolli. Gdy zmęczeni wracali do obozu, alatumrii nagle zatrzymał swojego wierzchowca. Spojrzał w poszarzałe już niebo i jasną łunę miasta, która rozbłysła na horyzoncie niczym wschodząca gwiazda.
Do jego zmęczonego umysły wkradło się zwątpienie.
— Czy to, aby na pewno robota trolli? — szepnął do siebie i spojrzał na twarze zmęczonych kompanów. — Żadnych śladów. Nic. Jak to możliwe?
Przez jego umysł przewijały się wciąż żywe obrazy tych wszystkich okropności, które widzieli. Splądrowane, spalone w popiół wioski i osady, w których nikt nie ocalał. Rozczłonkowane, zwęglone ludzkie ciała porozciągane wokół domostw, jak podarte szmaty.
Wszytko to otaczała gęsta, śmierdząca mgła w kolorze zgniłej zieleni, której toksyczne opary kąsały niczym jad, przeżerały zbroję i osłabiał ich ciała oraz ducha.
Ta toksyczna mgła, na którą natrafili była pozostałością po mrocznej, potężnej magii. Taką magią nie posługiwał się żaden troll.
Może to być robota barbarzyńców, zbójów, a może czarnomaga? Pomyślał i odetchnął ciężko.
Jego lśniąca zbroja teraz osmolona od dymu i błota utraciła dawny blask. Twarz pokrywał mu pot i kurz. Nie miał wątpliwości, ścigali ducha. Ponownie spojrzał na swoich umęczonych żołnierzy i ściągnął mocno wodze.
Jego lśniąca zbroja teraz osmolona od dymu i błota utraciła dawny blask. Twarz pokrywał mu pot i kurz. Nie miał wątpliwości, ścigali ducha. Ponownie spojrzał na swoich umęczonych żołnierzy i ściągnął mocno wodze.
Czas było złożyć raport Odynowi i poprosić go o wsparcie. Musiał jeszcze napisać list do króla królów z prośbą o przysłanie żołnierzy, bo gdyby jednak okazało się, że to robota zbójów to wtedy już sprawa dla wojska, nie dla wybrańców.
Znał doskonale naturę trolli. Były to szalenie niebezpiecznie istoty. Pojedynczy osobnik był ciężkim przeciwnikiem, a całe gniazdo, stanowiło ogromne wyzwanie nawet dla doskonale przeszkolonego oddziału herosów.
Jednak mimo że były to ogromnej postury, w dodatku niezwykle silne potwory, były też wyjątkowo głupie. Rzadko tworzyły stada, raczej wolały samotny tryb życia i zażarcie broniły swojego terenu, nawet przed innymi trollami.
To, co gnębiło Heliopolis, nie mogło być więc watahą rozsierdzonych trolli.
Gdy nad ranem dotarli do obozu, Tezeusz lunął na posłanie jak kłoda. Był tak zmęczony, że nie mógł zasnąć. Położył się na plecach i wbił wzrok w sufit. Jeszcze raz, w myślach przeanalizował sytuację.
Już od kilku dni tropili to plugastwo. Nie znaleźli niczego prócz spalonych wiosek i splądrowanych osad. Wszystko wskazywało na trolle ale tu pojawiała się kolejna nieścisłość. Trolle to istoty nocne, a to co napadało wioski i osady atakowało w biały dzień.
Od kilku dni błądzili więc jak dzieci we mgle.
Zawsze byli zbyt późno. Napastnicy znikali w jakiś magiczny, cudowny sposób jakby rozpływali się w powietrzu.
Nawet Sergio, który posiadał dar tropiciela nie był w stanie ich namierzyć. Gdyby nie znał natury trolli, podejrzewałby działanie magii. Trolle były jednak na to zbyt głupie.
Sprawdzili ogromny obszar, przeczesali tutejsze lasy, bagna, łąki i rozlewiska. Żadnych śladów. Najmniejszego tropu. Nic, zwyczajnie tak, jakby trolle zniknęły na dobre, zacierając skrupulatnie każdy, nawet najmniejszy ślad swojej obecności.
Leżał i oddychał spokojnie. Mimo że był całkowicie wyczerpany, wciąż po jego umyśle szalały myśli i nowe rozwiązania.
Uniósł głowę i spojrzał na oko Ra, które stało na małym, polowym stoliku. Kryształowa soczewka migotała wściekle. Ktoś zostawił mu wiadomość. Odetchnął i podniósł się z ledwością. Zwlókł się z łoża i powłóczystym krokiem dotarł do stolika. Pstryknął palcami, uderzając w kryształową soczewkę.
— Lordzie dowódco, melduję, że jesteśmy już w Atlantis. — Tezeusz usłyszał lekko zniekształcony głos Groga, którego wraz z innymi herosami posłał, aby pomogli wytropić arachnę.
— Świetnie. — Podrapał się dłonią po kilkudniowym zaroście. — A ja nadal bawię się w kotka i myszkę z trollami — powiedział do siebie i zauważył, że ma jeszcze jedną wiadomość. Ponownie uderzył palcem w kryształ.
— Tezeuszu, czekam na raporty. Czy wysłałeś herosów do Atlantis? — rozkazującym tonem mówił Odyn. — W następnym tygodniu przyślę ci kilkoro nowych kadetów. Wśród nich będzie Zarisa. Może uda jej się wniknąć w umysły tych potworów i to pomoże wam ich namierzyć.
— Zarisa?! — Tezeusz podskoczył jak oparzony. — Jeszcze jej mi tu brakuje. Diana urwie mi głowę jak się dowie. — Podrapał się po karku i ze świstem wciągnął powietrze. — Służba nie drużba. Kadet to kadet. Zarisa, czy inny. Diana musi się z tym pogodzić. — Zawiesił na chwilę głos. — Jest już dorosła. Zrozumie.
Przytaknął i usiadł ponownie na krześle. Chciał właśnie zabrać się za przygotowanie raportu dla Odyna, gdy zauważył, że ma jeszcze jedną nieodczytaną wiadomość. Ponownie uderzył palcami w soczewkę kryształu.
— Cześć herosie. Tęsknię.
Twarz Tezeusza pojaśniała. Głos Diany zawsze działał na niego kojąco. Westchnął ciężko i się wyprostował. Nagle jego twarz spochmurniała. Przed oczami, jak żywy stanął mu obraz wściekłej Diany.
— Pewnie, może się jeszcze z nią ożeń. — W głowie usłyszał jej rozjuszony głos.
Odepchnął od siebie te wszystkie myśli i zostawił je sobie na później. Łatwiej było mu walczyć w watahą trolli niż myśleć o tym, jak jej to wyjaśni.
Miał jeszcze trochę czasu. Wysłał wiadomość wraz z raportem do Odyna i odetchnął. Usiadł wygodnie. Już miał nawiązać kolejne połączenie, gdy drzwi nagle otworzył się z impetem i do środka wpadł zdyszany alatumrii.
— Lordzie dowódco, trolle!
Tezeusz zerwał się na równe nogi, chwycił swój młot i biegiem ruszył za wybrańcem. To, co zobaczył, odjęło mu mowę. Całe oddziały świetnie zorganizowanych trolli parły na nich niczym taran, niszcząc wszystko, co stanęło im na drodze.
Atakowały jak świetnie wyszkolone, zawodowe wojsko. Czegoś takiego jeszcze nie widział. Uzbrojone po zęby, wściekłe i żądne krwi, maszerowały w zwartym szyku. Grupowały się i tworzyły formacje. Parły w ich stronę nie jak zdziczałe bestie, ale jak elitarne oddziały.
— Przegrupować się! Strzelcy na dach! Siepacze! — Tezeusz rzucał rozkazy, jeden po drugim dynamicznie machając rękami. Biegał jak w ukropie przygotowując oddział do bitki.
Nagle zatrzymał się w pół kroku. Odwrócił się. Oddział trolli był tuż, tuż.
— Skąd do licha się tu wzięli? — zamyślił się i obiegł wzorkiem po nadciągającej falandze trolli. — Jakby pojawili się znikąd. Po prostu tak, jakby wyrośli spod ziemi.
Tezeusz zacisnął pięści. Nie miał czasu dłużej się nad tym zastanawiać. Jego twarz stała się poważna, spojrzenie zimne, przeszywające na wskroś. Ściągnął brwi i uniósł Mojlnir.
— Herosi! — zagrzmiał. — Łucznicy! — Uniósł rękę ku niebu. — Czekać! Na mój znak! — W skupieniu obserwował atakującego wroga. — Atak!
Machnął energicznie ręką.
Nagle niebo rozbłysło milionem ognistych strzał. Niczym spadające gwiazdy, strzały rozświetliły szare płótno nieboskłonu i opadły ciężko, miażdżąc oddziały wroga. Pierwsza linia trolli padła. To ich jednak nie zatrzymało. Przełaziły pokracznie po truchłach współbraci i niestrudzone parły do przodu. Niczym bojowe machiny, groźnie ryczały i machały bronią.
— Siepacze! Przygotować się! — ryknął Tezeusz.
Powietrze zapłonęło od blasku kolejno aktywujących się tarczy wybrańców. Gdy tylko ręka dowódcy opadła, dając znak ataku, ruszyli zwartym szykiem. Wyglądali teraz jak spadające gwiazdy, iskrząc na tle nocnego nieba.
Jęk stali i bojowe okrzyki rozerwały nocną ciszę. Powietrze zapikało od nadmiaru mocy. Dwa potężne oddziały zwarły się w krwawej bitwie. Ziemia spłynęła krwią wybrańców i posoką trolli.
Nim złoto czerwony okrąg słońca wtoczył się na zszarzały nieboskłon niedobitki wybrańców podniosły zwycięski okrzyk. Tezeusz klęczał nad truchłem trolla. Oddychał ciężko. Krew i pot oblały jego czoło. Miał wybity bark, zgruchotane żebra i złamaną rzepkę.
Prawą ręką wciąż ściskał swój młot, którego metalowa głowa wbiła się po sam trzon w łeb potwora. Zagryzł zęby, zaparł się i z trudem go wyszarpał. Wyprostował się i rozejrzał. Z jego wspaniałego oddziału pozostało niewielu.
Kilku alatumrii i trzy walkirie. Słyszał jęki dobijanych potworów. Gdzieniegdzie jeszcze jaśniała moc traczy wybrańców. Ramiona mu opadły. Ponownie spojrzał na truchło trolla i nagle dostrzegł na jego zmiażdżonym czole jakiś niewyraźny znak. Wyglądnął jak mroczna runa.
Pochylił się, żeby lepiej mu się przyjrzeć i wtedy zamigotało mu przed oczami. Krew buchnęła do jego umysłu i zalała go czerwoną falą. Nagle sparaliżował go elektryzujący ból.
Zasyczał wściekle i padł w błoto. Z trudem uniósł głowę. Spojrzał przed siebie. Cała rzeczywistość rozlała się przed jego oczami jak obraz oblany terpentyną.
Już wiedział, że to moc mrocznego uroku powaliła go na ziemię. Nim zdążył ostrzec pozostałych otoczyła go ciemność.
Wszystko zniknęło. Pole bitwy. Wybrańcy. Wszystko.
c.d.n.
Klątwa Atlantydów - Tanatos
Klątwa Atlantydów - Ares
Klątwa Atlantydów - Malachaj
Klątwa Atlantydów - Diana
Klątwa Atlantydów - Achnaton
Klątwa Atlantydów - Odyn
Klątwa Atlantydów - Aszka
Klątwa Atlantydów - Wyrocznia
Klątwa Atlantydów - Gorgona
Klątwa Atlantydów - Królowa
Klątwa Atlantydów - Balzak
Klątwa Atlantydów - Izyda
Klątwa Atlantydów - Dżin
Klątwa Atlantydów - Zarisa
Klątwa Atlantydów - Meduza
Klątwa Atlantydów - Atria
Klątwa Atlantydów - Mot
Klątwa Atlantydów - Tezeusz
Komentarze