Nagle pojawiły się dowody, które mogę zmienić przebieg śledztwa. Proces ma definitywnie ujawnić kto jest winny. Co przygotowała Inga? Jakie fakty wypłyną? Czy Zawadzka to świetna aktorka, chora psychicznie kobieta, a może niewinna - ofiara spisku. Kto stoi za atakiem?
Do późnego wieczora wertowała wszystkie dane, które przesłał jej detektyw. Szukała jakiegoś punktu zaczepienia. Zmęczona wstała i podeszła do okna.
Warszawa tonęła w światłach. Rozświetlone miasto przypominało jej bożonarodzeniową choinkę, a tuż ponad miastem rozpościerało się granatowe, nocne niebo. Całkowicie bezkresne. Była już zmęczona. Wróciła do łóżka i opadła na nie ciężko. Chwilę patrzyła w sufit.
Przez jej umysł przesunęły się wspomnienia niczym film, w zwolnionym tempie. Starała się dokładnie odtworzyć w swojej głowie wizytę w areszcie i rozmowę z Zawadzką.
— Jak pani tam pójdzie, dowie się pani wszystkiego —
— Niby czego? Przykro mi pani Zawadzka, ale niczego odkrywczego nie znalazłam — westchnęła i przymknęła oczy — Jest pani chorą osobą, którą należy leczyć. Marcela —
Zerwała się z łóżka i ponownie zajrzała do akt kobiety. Przejrzała pospiesznie wszystkie dokumenty, chwyciła telefon i zadzwoniła.
— Tak — usłyszała zaspany głos Marceli
— Hej, kochana obudziłam cię, wiem — zachłysnęła się lekko powietrzem — Słuchaj, czy mogłabyś mi przesłać kartę medyczną Zawadzkiej i mogłabyś sprawdzić…—
— Inga jest pierwsza w nocy. Żartujesz? —
— Wiem, że jest późno, ale nie zasnę, jak nie dostanę tych akt. Muszę coś sprawdzać —
— Ujarałaś się, czy co? — po drugiej stronie usłyszała, tylko nerwową ciszę — Dobra — Marcela podniosła się z łóżka i zapaliła światło — Jesteś pewna, że nie wysyłałam ci ich —
— Tak, sprawdziłam już pocztę —
— A w ogóle jak się czujesz? Słyszałam, że ktoś cię napadł —
— Tak. Wszystko dobrze —
— Próbowaliśmy się do ciebie dodzwonić, ale wciąż miałaś zajęty numer —
— Nie możliwe — oczy Ingi stały się ogromne, nagle poczuła jak grunt, usuwa jej się pod stopami — Słuchaj, wyślij mi to mailem, zadzwonię przez Skype’a. Mogę mieć telefon na podsłuchu —
— Co ty? Kto niby? Ok —
Rozłączyła się i usiadła przed laptopem, po chwili na monitorze pokazała się ikonka łączonej rozmowy. Kliknęła słuchawkę.
— Coś się dzieje z twoim telefonem? — spojrzała na nią zaspana Marcela — Próbowałam do ciebie zadzwonić przez cały dzień. Wciąż dudnił "Abonament jest poza zasięgiem" —
— Jutro to ograne — urwała szybko i wyłączyła pospiesznie, dla pewności, całkowicie telefon — Komuś bardzo zależy, aby Zawadzka poszła siedzieć, a prawda nie wyszła na jaw — dodała — Co masz dla mnie? —
— Zawadzka, nie sprawiała kłopotów. Jej rodzina i znajomi byli w szoku jak dowiedzieli się, co zrobiła. W szkole nie była prymusem, ale radziła sobie —
— Chce wiedzieć, czy miała jakieś załamania nerwowe.? Leczyła się? —
— Nie. Zdrowa jak rybka, aż do tej pory. Miała wiele zainteresowań, aktorstwo, muzyka. Rok temu była na warsztatach aktorskich, a miesiąc przed atakiem była w delegacji w Warszawie. Jakieś szkolenie z zakresu źródeł energii odnawialnej. To wszystko. Normalny człowiek —
— Nic, do czego mogłabym się uczepić — westchnęła ciężko.
Rankiem wyszła po kawę. Jeszcze było chłodno, a ulice były prawie puste. Szła wolno ospałym krokiem. Minęła parking i spojrzała smutno w stronę swojego garbusa. Nagle olśniło ją. Zatrzymała się i wyjęła telefon.
— Marcela —
— Czy ty nie sypiasz? —
— Nie ważne powiedz mi, kiedy miała te warsztaty aktorskie —
— A co? —
— Kiedy i gdzie? —
— Dokładnie 22 stycznia bieżącego roku. Miejsce, hm… jest wpisana tylko Warszawa — kobieta po dłuższej chwili milczenia spytała — Po co ci to, chcesz się zapisać? —
— Nie bardzo. Marcela —
— Tak —
— Dziękuję —
Wróciła pospiesznie do hotelu i weszła do pokoju. Jeszcze raz przejrzała dokumenty, które dostała od detektywa. Teraz w końcu wszystko miało sens. Musiała tylko znaleźć motyw.
***
Sala pełna była ludzi. Proces cieszył się niezwykłą popularnością. Każda większa i mniejsza stacja przysłała swojego reportera. Wszyscy chcieli uszczknąć z tego ogromnego tortu sławy.
Inga przemaszerowała przez środek sali. Ubrana w zieloną togę, maszerowała dumnie ze wzrokiem wbitym w wysokie okna. Starała się nie zwracać uwagi na gnieżdżących się dookoła reporterów i fotoreporterów, przebierających nerwowo nóżkami.
Wszyscy oni przybyli zobaczyć widowisko, a ona chętnie dostarczy im rozrywki. Nikt z nich nie spodziewał się jak wielką rozrywkę, ona dla nich przygotowała. Po prawej stronie ukryty za stosami dokumentów tkwił Czerniew, prokurator, który już nie raz wsławił się błyskotliwością, nieustępliwością i zajadłością.
Już na studiach słyszała o jego zwycięstwach na sali rozpraw. Był to człowiek legenda. Widok tego podstarzałego, dziarskiego mężczyzny, który za swoich belferskich okularów śledził wolno napisany przez siebie akt oskarżenia, napawał ją lękiem, lecz nie dziś.
Dziś to ona będzie zwycięzcą. Usiadła, otworzyła aktówkę i wyjęła z niej kilka cieniutkich teczuszek, w których skrywały się wszystkie niezbędne informacje.
Nagle drzwi sali otworzyły się szeroko i do środka weszła wychudzona, przerażona kobieta. Ubrana była dość skromnie w szarą garsonkę i czarne pantofle. Na jej widok tłum od razu się poruszył.
Sala rozbłysła światłem fleszy. Zawadzka szła z głową opuszczoną, ramiona jej opadły bezwładnie, starała się nie patrzeć na nikogo. Obok niej maszerowało dziarsko dwóch rosłych policjantów.
Posadzili ją silnie na ławie, tuż obok Ingi. Nagle do środka wszedł strażnik i oświadczył donośnym głosem:
— Proszę wstać, sąd idzie —
Wszyscy jak na komendę stanęli prawie na baczność. Sędziów weszło trzech. Przewodniczący i dwóch posiłkowych. Zajęli swoje miejsca, a przewodniczący, odczytał akt oskarżenia.
Dopiero teraz wszyscy mogli usiąść. Czerniew podniósł się ze swojego miejsca i rzucając w stronę Zawadzkiej i Ingi pogardliwe spojrzenie, wygłosił płomienną mowę. Mowę o spokoju i harmonii, oraz o braku szacunku do pokoju i brutalnym pogwałceniu prawa do życia.
Sala napełniła się brawami. Huk uderzenia młotka ostudził entuzjazm. Nastała cisza. Inga wstała, spojrzała pobieżnie po zebranych, spojrzała na sędziów, Czerniewa i oświadczyła:
— Sąd jest, aby osądzić. Czy moja klienta była świadoma tego, co zrobiła? Czy jej atak był zaplanowanym, aroganckim, haniebnym czynem? Czy może raczej tak jak pani przewodnicząca padła ofiarą zła? —
Jej słowa wywołały poruszenie i oburzenie. Ponownie trzykrotne uderzenie młotka zaalarmowało o spokój. Zawadzka patrzyła na nią zaskoczona.
Na salę wszedł policjant, który prowadził dochodzenie. Mówił dużo, rzeczowo i konstruktywnie opisując całe śledztwo. Na pytania prokuratora odpowiadał ochoczo, co chwila, podpierając się jakimiś badaniami i wynikami, oraz zeznaniami świadków i samej poszkodowanej. Inga wstała, zmrużyła oczy i spytała:
— Czy ze stu procentową pewnością, może pan przynać, że ta oto kobieta, która napadła na przewodniczącą, grożąc spaleniem jej i siebie samej, działa świadomie? —
— Sprzeciw — nagle poderwał się Czerniew z ławy i wymachując rękoma, dodał głośniej — Sprzeciw. Wysoki sędzio, biegły nie jest psychologiem, tylko detektywem. Mówi to, co udało się mu ustalić —
— Może zapytam inaczej. Jest pan detektywem, zna się pan na przestępcach. Proszę mi powiedzieć, jak wygląda egzekucja —
— Słucham —
— Egzekucja. Na przykład, gdy ktoś wydaje rozkaz zabicia innego człowieka. Chodzi mi o porachunki bandziorów, albo działanie takiego mordercy. Technicznie —
— Nie powiem dokładnie, gdyż moja wiedza opierać się będzie na zapiskach archiwalnych. Od dziesięciu lat, nie mamy do czynienia już z mafią, czy przestępczością zorganizowaną —
— Niech pan powie na przykładzie archiwów —
— Morderca wybierał miejsce, przygotowywał się starannie do zlecenia. Czasem trwało to miesiące. Czasem egzekucja wykonywana była od razu. Trudno było mu udowodnić winę —
— Dlaczego? —
— Ponieważ nie było świadków, wszystkie ślady były zatarte albo zacierali w trakcie. Inne zbrodnie były to morderstwa w afekcie lub spowodowane przez szaleńców —
— Dziękuję, nie mam pytań — podsumowała sztywno — Obrona wzywa na świadka psychologa i biegłego, pana doktora Lorenca —
Do sali wszedł psycholog. Lorenc miał na sobie kraciastą marynarkę, do tego beżowe spodnie i jasne mokasyny. Jego przerzedzona już grzywka była lekko zaczesana na prawo.
Był smukły i wysoki. Zatrzymał się przed mównicą dla świadków. Wsparł długie, szczupłe dłonie i przestępując z nogi na nogę, czekał na swoją kolej.
— Panie doktorze jak długo jest już pan psychologiem? — spytała Inga
— Około 30 lat —
— Jest pan znany nie tylko w naszym pięknym kraju, ale też na świecie. Cieszy się pan ogromnym poważaniem wśród swoich pacjentów, jak i kolegów po fachu? —
— Doceniają moją pracę, nie zaprzeczę —
— Czy to prawda, że w 2020 roku otrzymał pan nagrodę towarzystwa Psychologów i Psychoterapeutów z zakresu nowatorskiej metody leczenia uzależnień oraz wspomagania samorozwoju? —
— Tak, dzięki temu mogłem skupić się na dalszych badaniach —
— Więc jest pan w stanie rozróżnić osobę uzależnioną od osoby chorej psychicznie? —
— Oczywiście, tego też uczą na studiach —
— Opisał pan moją klientkę jako niezrównoważaną emocjonalnie, ze skłonnościami autodestrukcyjnymi. Zapisał pan też, cytuję „Pacjentka może stanowić zagrożenie dla siebie i otoczenia. Jest rozchwiana emocjonalnie i ma objawy detoksu — na sali zapanowała cisza — Czy pacjent na odwyku ma podobne objawy? —
— Sprzeciw. Nie ma związku ze sprawą —
— Wysoki sądzie chcę udowodnić, że klientka była w tamtym czasie niepoczytalna, nie działała, jak to szacowny kolega zauważył, z premedytacją, lecz bardziej była pod wpływem szoku i nie była w stanie jasno ocenić sytuacji —
— Proszę kontynuować —
— Dziękuję — ponownie spojrzała na lekarza — Proszę powiedzieć, czy pani Zawadzka miała objawy jak osoby uzależnione, będące w pierwszych dniach na odwyku? —
— Tak. Nie potrafiła złożyć zdania, mówiła od rzeczy. Była roztrzęsiona i niestabilna emocjonalnie —
— To znaczy —
— Popadała ze skrajności w skrajność. Od płaczu, po wysoki poziom agresji. Nie odróżniała rzeczywistości od fikcji —
— Czy jakieś traumatyczne wydarzenie może wpędzić człowieka w taki stan? —
— Tak —
Na sali zapanowała cisza. Wszyscy w skupieniu obserwowali doktora.
Lorenc stał wyprostowany jak strzała, odpowiadał płynnie i pewnie. Inga przyglądała mu się chwilę i kolejne pytanie zadała, tym razem podsuwając mu zdjęcie.
— Zna go pan? —
— Nie przypominam sobie — zaprzeczył pospiesznie
— Proszę się przyjrzeć, zeznaje pan pod przysięgą —
— Nie —
— Jest pan pewien? —
— Tak —
— To pana pacjent od 22 stycznia bieżącego roku —
— Mam wielu pacjentów. Co to ma do rzeczy? — jąkał się
— No tak. Znaleziono go wczoraj w mieszkaniu przy ulicy Okopowej. Jego stan określono... Może przeczytam „Mężczyzna był rozchwiany emocjonalnie, nie potrafił złożyć prostego zdania, bredził od rzeczy. Wyglądał jak narkoman w pierwszych fazach odwyku — doktor milczał — Człowiek ten nigdy nie miał nic wspólnego z żadnymi używkami. Jego żona, która kilka miesięcy temu zgłosiła jego zaginięcie, opisywała go jako spokojnego i dobrotliwego mężczyznę —
— Cóż mogę powiedzieć —
— Kilka dni temu ten człowiek zaatakował mnie w korytarzu hotelowym, gdyby nie pewnie policjant pewnie by mnie zakatował —
— Co to ma związek ze sprawą? — wtrącił się Czerniew
— Już zmierzam do sedna. Czy to prawda, że w dniu 22 stycznia bieżącego roku uczestniczył pan w warsztatach aktorskich organizowanych w Warszawie. Cena była zaskakująco promocyjna, 400 zł za trzy dniowe warsztaty dla czterech pierwszych osób —
— Być może. Mam dyplom z zakresu Retoryki i Oratorstwa —
— Jest pan wszechstronnie uzdolniony. Otrzymał pan wyróżnienie na studiach i nagrodę prezydenta za osiągnięcia w rozwoju nauk psychologii. Towarzystwo Psychologów i Psychoterapeutów przyznało panu środki na dalsze badania. Jednak dziesięć lat temu cofnięto panu dotacje i o mało nie stracił pan licencji. Co się stało? —
— Nieporozumienie —
— Czy to nie pani Anna Piotrowska, jeszcze wtedy doktor do spraw etyki lekarskiej była w komisji, która nie tylko odebrała panu dotacje, ale chciała odebrać panu licencję i obciążyć zakazem dożywotniego wykonywania zawodu? Wszystko to przez Farmacen- nazywany potocznie Agentem, który miał Pan nielegalnie podawać swoim pacjentom. Farmacen – cytuję - wyzwala w ludziach endorfiny, przyczyniając się do natychmiastowego uzależnienia, a jednym z efektów jest możliwość manipulowania ludźmi, bez ich wiedzy i zmuszania ich co całkowitego posłuszeństwa. Agent to chyba pana dziecko? — odwróciła się na pięcie i spojrzała na prokuratora, później na sędziów — Wysoki sądzie, doktor Lorenc stworzył Agenta, aby uwolnić ludzi od uzależnień, ale później zaczął eksperymentować jak Bóg. Przewodnicząca odkryła jego spisek. Odebrała mu dotacje i szacunek kolegów. Chciała zabrać mu licencje i wsadzić do więzienia, ale dowody zniknęły. Przez lata planował więc zemstę. Podczas warsztatów wytypował czwórkę osób, w tym moją klientkę i tego — wskazała zdjęcie — Nieszczęśnika. Zaprogramował ich niczym roboty i zmusił, wbrew ich woli, do zwyrodniałych czynów. I upiekłoby mu się, znów. Nie przewidział tylko jednego, że pani Zawadzka pokona zaprogramowany mózg —
Doktor Lorenc się zachwiał. Jego twarz pobladła, dłonie zacisnęły się w pięści. Rozejrzał się niczym szaleniec i rzucił w tłum, szukając drogi ucieczki. Zebrani niezdarnie próbowali go zatrzymać.
Usiłowali złapać go za marynarkę, choćby i nogawkę spodni. Dwaj policjanci chwycili go dziarsko, ale mężczyzna się uwolnił. Spojrzał w kierunku Ingi.
Kobieta stała nieruchomo i patrzyła na niego z dumą w oczach. Lorenc pchnął z całych sił policjanta, wyrwał mu broń i wycelował wprost w Ingę.
— To był plan doskonały. Ostrzegałem, abyś odpuściła — wrzasną i jednocześnie wystrzelił.
Świat zastygł w ułamku sekundy. Czas zatrzymał się nagle i zawirował wokół. Gdy opadała ciężko na podłogę, nie czuła nic, nie słyszała niczego, ani nikogo. Tłum wrzeszczał.
Kilku dziennikarzy rzuciło się do gardła lekarzowi, powalając go na ziemie. Ona patrzyła w wysoki drewniany sufit, mrugała bezradnie rzęsami starając się złapać ostanie łyki powietrza. Czuła jak otacza ją dziwny, kojący spokój. Zdążyła tylko wyszeptać:
— Plan doskonały —
Koniec
Zapraszam do pozostałych odcinków historii :)
linki
Opowiadanie Agent
Komentarze