„Jam jest Cieniem. Przez miasto utrapienia mknę. Drogą wiodącą w wiekuiste męki. Pozbawiony tchu gramolę się na brzeg rzeki Arno…potem skręcam w via dei Castellani i ruszam na północ, kuląc się w cieniu murów Galerii Uffizi. A oni wciąż mnie ścigają” "Inferno" Dan Brown.
Pewien szalony bogacz wpada na plan uleczenia ziemi. Wymyśla wirusa, który ma zmniejszyć populację ludzi i powstrzymać przeludnienie. Czy uda się powstrzymać szaleńca? Czy doktor Robert Langdon odkryje prawdę, nim śmiertelny wirus zostanie uwolniony?
"Inferno" to kolejna ekranizacja zaskakującej i intrygującej powieść Dana Browna o tym samym tytule. Miłośnikom dobrego kina oraz historii rodem z Indiana Jones nie trzeba tłumaczyć, kim jest doktor Robert Langdon.
Zanim jednak powstała ekranizacja, pierwsza była książka. Nie chciałabym skupiać się tu na samej fabule, bo zapewne film, a może nawet książka są Ci znane, więc nie powielając schematów, skupimy się na różnicach.
Jak to w tradycji bywa często książka i film, czy serial mają swoje indywidualne wątki, które je różnią. Czasem są korzystne i wprowadzając coś zaskakującego do fabuły, czasem niepotrzebne i zbyteczne.
Często film jest gorszym odbiciem książki, jak to miało miejsce w ekranizacji jednej z moich ulubionych książek Coelho „Weronika postanawia umrzeć”, gdzie reżyser po prostu delikatnie mówiąc, nie zrozumiał koncepcji książki, po mijam fakt, że pewnie jej nawet nie czytał.
Inferno jest zupełnie innym typem filmu. Tu widać mocne nawiązanie do tekstu, choć zastawiam się, dlaczego pewne istotne, moim zdaniem wątki zostały potraktowane po macoszemu, a nawet pominięte. O te właśnie wątki książka bije film na głowę.
Zacznijmy od początku.
O czym jest Inferno?
"Inferno" to wartka, pełna przygód, tajemnic, tajemniczych bractw i stowarzyszeń opowieść. Jeśli miałeś, miałaś okazję oglądać lub czytać "Kod da Vici", czy "Anioły i Demony" to, tu historia jest równie bogata w tajemnicze, mistyczne momenty, które podrywają z fotela.
Powieść jest pełna malowniczych opisów, niczym kadry filmowe przesuwają się przez umysł obrazy Wenecji, placu Świętego Marka, czy Florencji. Czytając, czułam się tak, jakby wraz z bohaterami przemierzała ulice najwspanialszych włoskich miast, podziwiając perły architektury, czy zabytki i oddychała tamtejszym, ciepłym, letnim powietrzem.
Autor ma olbrzymią wiedzę historyczną, czuć to przy każdym wprowadzonym opisie:
„W samym środku panoramy wznosiła się gigantyczna kopuła z czerwonych dachówek, jej szczyt zdobiła miedziana kopuła połyskująca niczym latarnia morska. Il Duomo. Brunelleschi dokonał kolejnego przełomu w architekturze, projektując tę niezwykłą kopułę na katedrze, która dzisiaj, niemal pięćset lat później, wciąż górowała nad del Duomo”.
Inferno to nie tylko opisy, to wartka opowieść, pełna szalonych pościgów, zaskakujących zwrotów akcji, tajemniczych bractw wciśnięta w malowniczy krajobraz Włoch.
Bohater, szanowany, rozsądny, światowej sławy, specjalista od symboli doktor Robert Langdon nagle budzi się, niczym po szalonej, pijackiej imprezie w szpitalu z wielką dziurą w pamięci. Nie pamięta, jak się tam znalazł i dlaczego. Nie pamięta niczego, co wydarzyło się 24 godziny wcześniej.
Nie wie czemu nagle stał się celem i musi uciekać. Pomaga mu urocza, pani doktor Sienna Brooks.
Langdon próbuje rozwikłać zagadkę, dlaczego jest ścigany i przez kogo? Wraz z panią doktor podążają śladem tajemniczych wskazówek, ukrytych w słynnym poemacie Dantego Piekło.
Gdy odkrywa prawdę, że od niego zależą losy ludzkości, postawia zapobiec tragedii i powstrzymać śmiercionośnego wirusa „Inferno”, który ma zdziesiątkować populacje.
Czy mu się uda? Sami wiecie, jeśli oglądaliście tylko film to pewnie zastanawiacie się do dziś. Zapraszam do książki, tam pada dokładna odpowiedź i wyjaśnienie.
To pierwsza zasadnicza różnica, za co wolę książkę.
Książka vs. Film
Jak wspomniałam w filmie kluczowa, decydująca scena jest potraktowana po macoszemu i całkowicie inna niż w książce. Langdon dobiega do pojemnika, policjanci wskakują do wody i wirus się uwalnia. Jednak, czy aby na pewno?
Książka pokazuje to zupełnie inaczej. Miejsce jest to samo. Mnóstwo ludzi, podziemna kaplica i wirus zanurzony w wodzie. Ale na tym kończą się podobieństwa. Żeby poznać koniec opowieści, musisz sam zajrzeć do książki.
Książka, dokładnie wyjaśnia motywy i ukazuje pomysłodawcę całego zamachu, nie jako zwyrodnialca, ale osobę, która głęboko wierzy w dobro, jakie niesie światu.
Kolejna różnica to postać Senny Brooks. Pani doktor w książce jest kobietą twardą, inteligentną i zakochaną. W filmie widzimy tylko płaską postać, która służy tylko do pomocy Langdonowi. Gdzieś po drodze zgubiła swój mocny, charyzmatyczny charakter.
Cała uwaga skupiła się na Langdonie, a to ona prowadzi go wdzięcznie przez trudy podróży i podsuwa mu skrupulatnie, logiczne wnioski.
Pani doktor Senna Brooks jest poważnie chora na nowotwór, nosi perukę. O tym nie ma wzmianki w filmie, choć to istotny szczegół, który został pominięty.
Dlaczego?
Choroba pani doktor to bardzo ważny szczegół, uświadamia nam fakt, skąd pomysł na stworzenie takiego wirusa i jak potężna jest siła jego działania.
Zanim sięgnęłam po film, przeczytałam książkę. Może dlatego byłam lekko rozczarowana filmem? Te drobne wątki, które są z pozoru mało znaczące, odgrywają wielką rolę i dodają całej opowieści, nowego, wyraźnego wydźwięku.
Polecam książkę, jeśli jej nie czytałeś, a później jeszcze raz obejrzyj film
Komentarze